Cześć! Dzisiaj ważna recenzja, ważnej książki.. Poza tym, to znów coś.. nowego. Tak. Pierwszy raz wzięłam udział w wydarzeniu? Można to nazwać wydarzeniem. Book Tour. I wiecie co? Nie żałuje. A co najlepsze, mam zamiar szukać wielu takich okazji, bo.. bo podróżują fantastyczne książki. Aktualnie odsłuchuję sobie playlisty do tej powieści co mnie nieco rozluźnia po przeżyciach z tą lekturą.. Zaczynajmy.
Colleen Hoover - amerykańska pisarka, autorka poruszających powieści obyczajowych i romansów. Zaczęła pisać dla przyjemności. Ponieważ jej książki zostały docenione, zrezygnowała z etatu pracownika socjalnego i zawodowo zajęła się pisaniem. Spod jej pióra wyszło już kilkanaście tytułów - zostały entuzjastycznie przyjęte przez czytelników, a wiele z nich trafiło na listy bestsellerów.
Colleen Hoover - Maybe someday
Sydney - młoda dziewczyna mieszka ze swoją przyjaciółką, studiuje, pracuje, kocha swojego chłopaka. Gdy nadchodzą jej urodziny spodziewa się niespodzianki. Nie spodziewa się, że ta niespodzianka - zrujnuje jej dotychczasowe życie.
Natomiast Ridge - potrafi skomponować naprawdę piękne brzmienia. Jednak są niczym bo dopadła go blokada twórcza i brakuje mu tekstów, które idealnie wkomponują się podkład muzyczny.Gdy komuś rujnuje się życie, jemu natomiast wyłania się szansa, której nie może zaprzepaścić.
"I'd run for you if I could stand / Uciekałbym, gdybym mógł,
But what I want I can't demand / Bo nie dostanę, czego chcę.
'Cause what I want is you" / Bo to Ciebie chcę.
Wow. Po prostu wielkie WOW. Dziękuję wydawnictwu za przejrzystość, za brak błędów.. A okładka.. czegoś w niej brakuje. Dodatkowej dłoni. A tak,to wszystko jest w najlepszym porządku.
Jestem świeżo po przeczytaniu tej powieści i .. i do tej pory szarpią mną uczucia. Słyszałam już niejednokrotnie o powieściach Pani Hoover, ale jakoś się za nie nie brałam. Teraz besztam się w myślach, co ja najlepszego zrobiłam.
"W tej chwili dziedziniec dziwnie przypomina mi stan, w jakim się znajduję. Pokonana i smutna."
Gdy zaczęłam czytać powieść.. wydawała mi się zwyczajna. Początek nie zdradzał wiele, nie spodziewałam się niczego, co mogłoby mnie zaskoczyć jednakże gdy już miałam wysiadać z busa, wszystko zaczęło się rozkręcać, że nie mogłam się doczekać końca dnia pracy, aż w drodze powrotnej powrócę do bohaterów książki. Wczoraj ją zaczęłam, dziś skończyłam. I wierzcie mi, ale rzadko tak się dzieje. Bo nie zawsze mam czas. Co prawda dziś miałam wolne, ale tak szybko pochłonęłam resztę Maybe Someday, że sama nie wiem, kiedy ten czas mi minął. Tak. Wciąga okropnie. Ale dość tego rozczulania, przyjdzie jeszcze na to czas. Przejdźmy do innych aspektów.
"Super. Teraz już na sto procent wyczuje bicie mojego serca. Mam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nie mam jednak na to czasu, ponieważ Ridge właśnie zaczyna trącać palcami struny gitary."
Powieść napisana jest rozdziałami, a dodatkowo rozpisana na dwójkę bohaterów. Dla czytelnika to istne niebo. Dlaczego? A dlatego, że potrafimy wtedy bardziej odczytać, zrozumieć i co najważniejsze poznać bohatera. Szczerze mówiąc uwielbiam takie książki, w których nie opowiada jedna osoba, lecz dwie. Czasami nie mają spójności takie lektury, ale ta zdecydowanie do nich nie należy. Styl autorki jest lekki, prosty nie sprawia trudności w zrozumieniu słów, w zrozumieniu całości. Mogę Wam powiedzieć więcej - Pani Coollen sprawia, że każdego czytelnika (tak myślę) porywa do swojego świata, sprawia, że jest jej fanem i zakochuje się w każdym słowie. Ze mną zdecydowanie tak się stało. Zafascynowała mnie na tyle, że będę starała się dopaść jej jakieś inne książki. Bo warto, jak widzę. :)
"Jezu, ale mam doła.
Nienawidzę Huntera.
Nienawidzę Tori.
W tej chwili jestem tak przygnębiona, że nienawidzę nawet siebie."
Co do postaci.. Zarówno Ridge jak i Sydney oczarowali mnie. Każde z nich miało coś, co sprawiło, że polubiłam ich od samego początku. Gdybym miała takich ludzi jak oni obok siebie, na pewno starałabym się z nimi zaprzyjaźnić. Poniekąd chwilami zazdrościłam Sydney.. Zazdrościłam niektórych magicznych chwil. Owszem, cierpiała, zresztą nie tylko ona. Ale gdy ona czy on to i ja z nimi. Płakałam, śmiałam się, cieszyłam, smuciłam, martwiłam - wszystko. Potrafiłam się w czuć w tych bohaterów, odczuwałam każde z emocji, jakie ich dotykały. To było magiczne spotkanie z tymi bohaterami, z tą powieścią i takie spontaniczne. :) Oczywiście nie są jedynymi postaciami, to raczej wiadome. Ale reszta nie przyskarbiła sobie mojej sympatii. No może jeszcze jędzowata Bridgette czy Warren. Ich też polubiłam, lecz nie do tego stopnia co głównych bohaterów. Szczególnie Ridge.. Ojej, nie będę się rozczulać. Myślę, że jak sięgniecie po tą książkę, same będziecie zachwycać się nad całością jak i nad każdym z bohaterów - osobno. :) Z każdą stroną dalej, możemy dowiedzieć się więcej o postaciach jednakże nie jesteśmy w stanie poznać ich na wylot i całe szczęście są.. nieprzewidywalni. Nie wiemy, jak zareagują. Możemy się tylko spodziewać, ale ja nawet nie myślałam, co będzie dalej. Po prostu czytałam. Czytałam, czytałam, czytałam. To mi wystarczyło.
"Przykłada dłonie do mojej szyi, a potem zagłębia palce w moich włosach. Jesteśmy tak blisko siebie, że wydaje mi się, że stworzyliśmy swój własny świat, z którego nic nie może wydostać się na zewnątrz."
O czym jest ta powieść? O pasji, wielkiej pasji do muzyki. Muzykę możemy spostrzegać w różnym aspekcie. Granie, śpiewanie czy samo komponowanie - pisanie.. Lecz gdy złączymy to wszystko do kupy, to wtedy powstanie logiczna i spójna całość. Powstanie całość, która odda w każdym fragmencie ideał.
O przyjaźni, która rodzi się niespodziewanie, która czasem doprowadza do szału, jednak jest utwierdzona i stała.
O miłości, która również może doprowadzić do pasji. Miłości, która rodzi się na przekór wszystkiemu. Miłości, która staje się matkowaniem, opieką - przyzwyczajeniem. Miłości, która pokazuje jak wiele można stracić, jaki ból równa się ze stratą. Ale i pokazuje również to, jak przyjemna i piękna potrafi być miłość.
O tym, że ludzie pozbawieni słuchu, potrafią być normalnymi ludźmi jak każdy z nas. Potrafią normalnie funkcjonować, pomimo tego, że nie mogą słyszeć, czy też się poruszać.
O walce z samym sobą. Determinacji, ale przede wszystkim o walce. Walce ze słabościami, walce z czymś, co jest nie do pokonania.
O wierności, która.. no właśnie. O tym i o wielu, wielu innych rzeczach Colleen Hoover wspomina w swojej powieści.
"Nie wiem, dlaczego płaczę, ale serce boli mnie tak bardzo, że chcę wyrwać je ze swojej piersi i wyrzucić je przez balkon Ridge'a, na którym całe to zamieszanie się zaczęło."
Często bohaterowie wspominali o tym, że nasze słowa, pisane właśnie do piosenek, wpisywane potajemnie do naszych pamiętników, powinny płynąć prosto z serca. Powinny być szczere, nasze. Wielu z nas może się wstydzić to jasne i logiczne, ale uwierzcie mi, sprawia przyjemność, gdy to wychodzi na światło dzienne. Wychodzi i pokazuje, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
"[...] Nie - ja wyobrażałem sobie, że budzę się obok Ciebie rano. Wyobrażałem sobie Twój uśmiech i Twój śmiech, a nawet to, jak Cię pocieszam, gdy płaczesz."
Reasumując stwierdzam, że powieść pod każdym względem jest idealna. Pokazuje nam tak wiele i co najważniejsze, wprowadza nas w swój świat, pozwala być i przeżywać wszystko wraz z bohaterami. Nie dostrzegłam w tej powieści wad. Szkoda jedynie, że to już koniec. Że się skończyło. Odczuwam jednak wrażenie, że nie raz i nie dwa powrócę do Maybe Someday. Jestem tego więcej niż pewna. Z trudem idzie odłożyć tą książkę na bok i powrócić do niej później - bo ona cały czas krzyczy, żeby czytać ją dalej, nie przerywać. Dzięki tej książce chociaż na moment udało mi się wyjść z rzeczywistości, zatapiając się w świat bohaterów. Sprawili, że przez parę godzin nie myślałam o swoich własnych problemach, życiu. Interesowało mnie tylko to, co dzieje się z Sydney i Ridgem.
"Ten pocałunek wart jest wszystkich tych łez, cierpienia, bólu, wali i oczekiwania.
Ona też jest tego wszystkiego warta.
A nawet więcej."
Zdecydowanie polecam ją wszystkim. Jest to piękna, wzruszająca historia, która pokazuje nam jak wiele można znieść i jak wiele można poświęcić pasji i miłości. Ukazuje emocje, muzykę, która idealnie komponuje się z naszym ciałem. Raz jeszcze - Polecam!
"And you show me / Pokazałaś mi
Everything that I could ever / Wszystko, o czym kiedyś śniłem.
Want to see
You, you know it's / Wiesz, że to..
You know it's you" / Wiesz, że to właśnie ty.
P.S - wiem, że okropnie będę tęsknić za Ridge i Sydney. Dlatego kiedyś muszę ją mieć u siebie. W moim spisie w specjalnym zeszyciku zaznaczam gwiazdką, które chciałabym mieć. A ta powieść, zdecydowanie należy do grupki z gwiazdką. Moja Perełka!
P.S 2 - jeżeli ktoś chciałby, żebym przesłała mu ta powieść, to macie
TUTAJ więcej informacji o Book Tour - Maybe Someday i piszcie do mnie na meila, którego znajdziecie w zakładce Kontakt :)