piątek, 16 grudnia 2022

Agnieszka Lingas-Łoniewska - Gdzie moje love story

Dzień dobry, 

dzisiaj mam dla Was recenzję książki, którą przeczytałam w jeden wieczór. Dawno nic nie miałam przed sobą tej autorki, a wydaje powieści sporo w ciągu roku. Jest to jedna z moich ulubionych polskich autorek, ale to nie równa się z tym, że jestem na bieżąco z jej nowościami. Mam ukochane jej stare lektury, które złamały mi serce, które spowodowały, że czułam całą paletę emocji... Dzisiaj recenzowana pozycja to zdobycz z Krakowskich Targów Książek. I mam autograf, więc cieszę się podwójnie, bo kolejka do pisarki wcale nie była taka długa. 

Agnieszka Lingas-Łoniewska - autorka bestsellerowych powieści, które sprzedały się w nakładzie prawie miliona egzemplarzy. Ma na swoim koncie niemal pięćdziesiąt książek, stanowiący elektryzujący miks gatunków: romansu, sensacji, dramatu i komedii. Czytelnicy nazwali ją dilerką emocji. 

Agnieszka Lingas-Łoniewska - Gdzie moje love story 


Spotykają się. Patrzą sobie w oczy i już wiedzą: to miłość na całe życie. Nic ich nie rozdzieli.
Cięcie… Bo życie to nie film – happy end nie jest dla wszystkich. Wie o tym dobrze Miron, gwiazda kina. Ma za sobą dramatyczne przeżycia, a od kilkunastu lat ukrywa przed światem tajemnicę…
Nina, ceniona charakteryzatorka widziała niejedno. Ale takiego nieuprzejmego aroganta w życiu jeszcze nie spotkała! Już nawet jej zdradziecki eks bywał bardziej sympatyczny.
Tylko… żadne z nich nie może zaprzeczyć, że między nimi iskrzy, i to w sposób jak z najlepszego romansu. Czy to wystarczy, by pokonać wzajemną dumę i uprzedzenia? I czy w prawdziwym życiu czeka ich koniec rodem z historii o miłości wszech czasów?

Okładka jest satynowa w dotyku z wytłuszczonymi elementami. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka słów o autorce, a na drugim fragment z książki. Na przodzie widzimy postać mężczyzny i część kobiety, Między nimi droga, morze... Każde z nich odnoszę wrażenie, że jest zamyślone... Podoba mi się ta okładka, od razu jak ją zobaczyłam na targach, to wpadła mi w oko.
Stronice są kremowe, czcionka dosyć duża, wystarczająca dla oka. Czyta się szybko, mamy również zachowane odstępy oraz marginesy. Podzielona na rozdziały, a przy każdym z nich jest jakiś cytat, zazwyczaj trafny... ;) Pojawiło się kilka literówek, ale nie przeszkadzały one w lekturze. 

Spotkanie z dilerką emocji przebiegło świetnie. Raz, że mogłyśmy się spotkać na wydarzeniu książkowym, a dwa, że po dosyć długiej przerwie od ostatnio czytanej książki Agnieszki (Molly - recenzję znajdziecie w zakładce Recenzje A-Z) fajnie było powrócić do jej książkowych dzieci.
Nie napiszę niczego nowego - czyta się szybko, lekko, przyjemnie, mimo iż niektóre momenty przyjemnie nie były. Pozycje od dilerki emocji są zawsze dla mnie taką bezpieczną przystanią, wiem, że nigdy się na nich nie zawiodę. Wiem, że będę zadowolona i każda z nich jest inna, a mimo wszystko czasami mniej lub bardziej trafia w serce. W tym przypadku, to była taka... bezpieczna pozycja, która może nie dostarczyła mi miliona emocji, nie złamała mi serca, ale poruszyła je, to z pewnością. Pióro ma na tyle wypracowane, że wie, jak zamknąć czytelnika w swoich sidłach i nie wypuścić, aż do ostatniej kropki. Zawsze zaczaruje nas słowem i sprawi, że będziemy płynąć przez strony i chociaż trochę odczuwać z bohaterami to, co dzieje się w ich życiu. 

Wiecie, za co lubię książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej najbardziej? Za to, że są PRAWDZIWE. Nie są koloryzowane, ukazywana w nich jest proza codziennego życia. Wydarzenia, jakie mają miejsce w jej powieściach niemal każdemu z nas mogą się zdarzyć. Postacie mają problemy z jakimi i my się borykamy. Przekazuje nam te opowieści w sposób przystępny, bez jakichkolwiek blokad.
Dzieje się tutaj sporo, aczkolwiek nie nazwałabym jej jakąś szaleńczą pogonią za akcją. Jest wyważona, każde z wydarzeń ma jakieś znaczenie, głębszy sens. Nie wieje też nudą, więc nie zaśniecie podczas czytania. Fabuła jest w pełni dopracowana, każdy najmniejszy wręcz szczegół. Nie spodziewałam się owej tajemnicy jaką ukrywał bohater. Cieszę się, że to nie była kolejna sytuacja, czytaj zdrada czy coś w tym stylu, jak to bywa w powieściach, które zalewają rynek wydawniczy. Sięgając po pozycje od autorki odnoszę wrażenie, że jest zwyczajna, prosta, ale jednocześnie oryginalna. 

Główną bohaterką jest tutaj Nina, wizażystka/charakteryzatorka. Dziewczyna, która wydawała mi się początkowo bez wyrazu. Później jednak polubiłam ją, za jej cięte teksty, które był śmieszne i bez żadnych obraźliwych zwrotów, tak naprawdę. Trzymałam kciuki, by w końcu znalazła swój happy end, żeby była szczęśliwa. A w książce dzieje się trochę i niestety... Nie każdemu pisane jest szczęśliwe zakończenie.
Mamy też tajemniczego Mirona, do którego od razu zaświeciła mi się ostrzegawcza lampka. Problematyczny bohater? Specyficzny? O tak, to z pewnością! Było ciekawe dla mnie to, co tak bardzo ukrywał przed światem. Częściowo co nieco podejrzewałam, jednak nie prześwietliłam go na wylot i sprawiło mi to pewnego rodzaju przyjemność. Mimo trudnego charakteru, polubiłam go również. W jednym momencie, no dobra, w dwóch, miałam ochotę mu tak mocno przywalić, że to aż słów brak. Zachował się tak brzydko... Ale co ważne, potrafił przeprosić. Niemniej jednak znacie te sztuczkę z pęknięciem szklanki? Taka sama już, bez rys nie będzie...
Bohaterowie tej pozycji są wykreowani dobrze, z charakterem, niektórzy są nijacy, ale tak wynika z ich zachowania, przecież nie każdy bohater musi mieć charakter i przypaść do gustu. Poza tym, były to tak paskudne postacie, że aż szok, ale i w naszym życiu są tacy podli, paskudni udzie, więc dlaczego nie ma takich być w powieści? I nie, wcale nie było mi żal pewnego osobnika. 

"Spotykają się. Patrzą sobie w oczy i już wiedzą: to miłość na całe życie. Nic ich nie rozdzieli." czytamy na początku opisu. I wiecie... Wiele osób twierdzi, że coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. A ja uparcie stoję przy stwierdzeniu, że jednak istnieje, bo... Sama jestem takim przypadkiem. Wiele lat temu, wystarczyło jedno spojrzenie, które... Które związało nas na zawsze. I można śmiać się z tego, ale nie każdy od początku, jak spojrzy w oczy, zapała miłością do tej drugiej osoby. Często jest tak, że to spojrzenie jest elektryzujące, intrygujące czy też trafia do nas z trudną do opisania emocją. Nie zawsze jest tak, że rzucamy się sobie w ramiona - bym powiedziała, że bardzo rzadko. Zazwyczaj jest tak, że przechodzi się przez pewne etapy, znajomości, przyjaźni i wtedy, jeśli to jest to, pojawia się zauroczenie, zakochanie i miłość. I jeśli jest się pewnym tego uczucia... To to jest właśnie to. Mnie to spotkało i nie była to miłość, u nas było to zaciekawienie drugą osobą. Przeszliśmy przez pewne etapy i już minęło ponad dziesięć lat, odkąd jesteśmy razem, a w tym roku wzięliśmy ślub, przypieczętowaliśmy naszą miłość. Przed najbliższymi, przez sobą, przed Bogiem. 

Reasumując uważam, że jest to naprawdę dobra powieść, której niczego nie brakuje. Agnieszka pisze takie powieści, że zawsze w nich przepadam, odnajduję wiele, czuję to, co bohaterowie. Nie nuży mnie i podoba się, chociaż to przecież kolejna opowieść o miłości. Kolejny raz zachwyca. Po prostu Wam polecam, jest lekka i przyjemna, idealna na weekend, czy na chwilę po ciężkim dniu. Myślę, że jeśli lubicie powieści autorki, czy czytacie romanse, powieści obyczajowe, komedie, to się w niej odnajdziecie. POLECAM.

2 komentarze:

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)