Dzień dobry,
dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o książce, na którą czekałam od momentu poznania debiutu autorki. Był na tyle dobry i interesujący, że trzymałam mocno kciuki za dalszą przygodę pisarską Anett Lievre. Gdy ujrzałam okładkę... przeczytałam opis... Musiałam ją przeczytać, poznać. Po prostu musiałam. A teraz Wam opowiem, co o niej sądzę. ;) Ostatnim czasem trafiam na dobre książki, ale i te kiepskie, które mnie zawiodły... Jak myślicie, jak to będzie z dzisiaj recenzowaną lekturą?
Połączyło ich przypadkowe spotkanie, a potem namiętna noc, która nie zakończyła się tak, jak sobie zaplanowali. Rozstali się, mając nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkają. Jednak przewrotny los z nich zadrwił, splatając ich ścieżki w coraz nowsze zbiegi okoliczności, czasem aż nierzeczywiste. Bo kim okaże się tajemniczy mężczyzna, który będzie nowym wykładowcą na uczelni? Gdzie w tej skomplikowanej układance znajdzie swoje miejsce przyszły szef dziewczyny? Jakie decyzje będzie musiała podjąć, gdy na jej drodze pojawi się przystojny lekarz? Posłucha rozumu czy jednak głosu serca?
Okładka tej książki jest REWELACYJNA! Jak tylko zobaczyłam ją w sieci, nie mogłam się doczekać, aż do mnie trafi i stanie na mojej półce. W samym centrum mamy dziewczynę, tańczącą na rurze. Gra kolorów - czerń, róż, granat, fiolet - uczta dla moich oczu, naprawdę. Jestem naprawdę pod wrażeniem, ale nie ma co się dziwić, w końcu niezastąpiona Marta Lisowska ją zaprojektowała, a to jedna z najlepszych w swoim fachu.
Szkoda, że okładka nie posiada skrzydełek, ta książka jest grubaskiem i przydałyby się one, by rogi podczas czytania się nie zaginały. Stronice są kremowe, czcionka dobra dla oczu - nie za mała ani nie za duża. Literówek nie było, może gdzieś tam jedna czy dwie się trafiły. Do każdego rozdziału dołączona jest wstawka graficzna. Niestety dotarła do mnie nieco poszkodowana, kant grzbietu jest uszkodzony... Trochę mi przykro z tego powodu, ale co zrobić. Jest to pokaźny grubasek, liczy sobie prawie pięćset stron!
Jest to moje drugie, samodzielne spotkanie z piórem Anety i muszę przyznać, że początkowo... nie byłam zachwycona. Irytowałam się niesamowicie, ale starałam się nie porzucić lektury, nie chciałam jej skreślić, bo wiedziałam, na co stać pisarkę. Nieco się męczyłam, jednak dotarłam do momentu, gdzie irytacja nieco zelżała, a ja wciągnęłam się w wir wydarzeń. Mimo trudności na samym początku, będę dość dobrze wspominać tę lekturę. Później już czytało się lżej, zdecydowanie przyjemniej, chociaż uczucie irytacji wciąż towarzyszyło, za sprawą... głównej bohaterki. Ale o niej już za moment. Wiesz, że przez początek może Wam być ciężko, ale nie porzucajcie jej, dajcie szansę. Sama wielokrotnie robiłam przerwy, by jakoś ułożyć sobie wszystko w głowie i co najważniejsze, by irytacja nieco ustąpiła.
Denerwowała mnie główna bohaterka, Julia. Inaczej nazywana jest również Hulią. Już od samego początku, poczułam, że coś z nią będzie nie tak, ale żeby aż tak? Jest po dwudziestce, a jej zachowanie mówi całkiem coś innego. Jakby była w gimnazjum? Nie wiem, co jest nie tak, ale ostatnio przeważnie mam pecha i główni bohaterowie irytują mnie swoim zachowaniem. Nie chcę jej obrażać, że momentami była... głupia. I wiem, ale muszę ponarzekać. Sama nie wie, co czuje, co myśli. Myli pojęcia. Niby z niej taka cnotka, a co robi? Spoufala się z obcym chłopem, którego nie zna, którego powinna się bać. A ona... dobra, dalej nie piszę, bo zaspoileruję. A to dopiero początek... Niestety, ale drażniła mnie niesamowicie i nie raz miałam ochotę ją udusić, żeby dorosła i zaczęła myśleć nad tym, co robi.
Jest też Alexander - kolejny gbur, który nie przyskarbił sobie mojej sympatii. Nie cierpię takich ludzi, jakim jest on. Całe szczęście, że w tej lekturze znalazłam kogoś, kogo polubiłam, ale musiałam sobie poczekać. Greyson i... Angelika. Greyson był facetem, którego każda kobieta mogłaby polubić, zresztą nie tylko to. Zaskoczył mnie swoją opiekuńczością i szczerymi intencjami. Angie (Angelika)weszła z przytupem do tej historii, ale od razu poczułam do niej sympatię. I cholernie było mi jej szkoda, bo to, co działo się w jej życiu... Już to pisałam na Instagramie, ale nie obraziłabym się, gdyby powstała odrębna opowieść właśnie o niej. Ja bym z miłą chęcią przeczytała taką historię. :)
Reasumując autorka stworzyła wiele ciekawych postaci, ale w większości irytowali mnie swoim nieodpowiednim zachowaniem, co do wieku. Ale moja ulubiona dwójka rekompensuje to.
Było tutaj zdecydowanie ZA DUŻO wątków. Tak wiele się działo, ale nic takiego, co zwaliłoby z nóg... Wystarczyło jedno coś, jedna sytuacja, która sprawi, że czytelnik będzie zaskoczony, a tymczasem dostajemy całą masę różnych tematycznie wątków, sytuacji, które spokojnie można by rozbić na dwa tomy. Tyle ich jest... Ale, w końcu się przyzwyczaiłam do tego i później aż tak to nie przeszkadzało.
Nasza bohaterka jest kelnerką, ale i tancerką w klubie. I brakowało mi również tej pracy, nie było jej zbyt wiele opisanej, a taki zawód tancerki przypuszczam, nie jest łatwy, ale pisarka mogła co nieco więcej od siebie dodać. Cenię, że zaznaczyła, że Hulia ma talent do fotografowania, że to jest jej pasja i robi to z miłością, co później wraca do niej z nawiązką. Ludzie powinni spełniać swoje marzenia lub dążyć do nich... :)
Czytało mi się patrząc na te kilka moich minusów całkiem nieźle i szybko. W pewnym momencie przewracałam stronę za stroną w szybkim tempie i byłam ciekawa, jak to wszystko się skończy. Obstawiałam, że skoro nasza bohaterka jest tak roztargniona, że sama nie wie co ze sobą począć nieco inaczej postąpi, ale zaskoczyła mnie, pozytywnie na sam koniec. Chociaż tyle z jej strony. :D
Wspominałam, że jest tu wiele wątków. Hulia - to nie tylko opowieść o przyjaźni, miłości czy trudnej przeszłości. Bo tak naprawdę opowiada o problemach XXI wieku, o relacjach, nie tylko damsko męskich. Autorka za przykładem naszych postaci pokazuje, jak nasze decyzje mogą przynosić efekty, które nie są takie, jakie byśmy chcieli... Często robiłam sobie przerwy, by móc od nadmiaru wątków - po prostu odpocząć. Jednak każdy z nich został poprowadzony do końca, co cieszy mnie bardzo - autorka dokładnie się do tego przyłożyła. Nie czułam co prawda emocji, którego czuli bohaterowie, ale finalnie spoglądając na całość, to mam dobre wspomnienia o niej. :)
Reasumując chciałabym, byście sami zdecydowali, czy jesteście zainteresowani tą lekturą. Jak wiecie, ile głów, tyle opinii. Jednemu podoba się wszystko, drugiemu niekoniecznie. Jednak trzymam kciuki za autorkę i będę wyczekiwać jej następnej powieści. Mam nadzieję, że na następny raz będę o wiele bardziej zadowolona niż teraz, może nie będzie takiej irytującej głównej bohaterki. :D Jednak bardziej przypadła mi do gustu Amandine - debiut pisarki. :)
Czytaliście tę książkę? A może macie w planie?
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Być możę uda mi się ją przeczytać kiedyś :)
OdpowiedzUsuń