Dzień dobry,
dzisiaj kilka słów na temat książki, którą przeczytałam na LEGIMI, w ramach akcji #zostańwdomu #czytajwdomu. Dzięki stronie poświęconej książkom, wśród kilkunastu tytułów mogłam sobie wybrać jedną i ją przeczytać. A więc kuszona przez kilka kont na Instagramie, że Tahereh Mafi wróciła z świetną lekturą, którą trzeba koniecznie przeczytać, to się skusiłam, bo akurat znalazła się na liście darmowych tytułów. Co jednak wyszło z mojego spotkania po czasie z autorką? Przeczytajcie sami.
Tahereh Mafi - jest amerykańską pisarką pochodzenia irańsko-amerykańskiego. Urodziła się w Connecticut w 1988 roku. Obecnie mieszka w Santa Monica w Kalifornii. Ukończyła Soka University of America. Potrafi posługiwać się na różnych poziomach ośmioma językami. Spędziła semestr ucząc się w Hiszpanii.
Tahereh Mafi - Gdyby ocean nosił twoje imię
Bycie inną nie musi oznaczać bycia gorszą. Ale świat nie
jest idealny i Shirin naprawdę nie ma łatwego życia. Minęło kilkanaście
miesięcy od głośnego zamachu z 11 września. To wyjątkowo burzliwy czas
zwłaszcza dla szesnastoletniej muzułmanki, która nie zgadza się na to, co
zgotował jej los.
Shirin doskonale wie, jak okropni mogą być ludzie. Jest
zmęczona agresywnymi spojrzeniami, poniżającymi komentarzami, nawet przemocą
fizyczną, które spotykają ją ze względu na hidżab. Z każdym dniem bardziej
zamyka się w sobie i coraz silniej oddaje muzyce i tańcowi.Wszystko jednak się
zmienia, gdy na jej drodze staje Ocean James.
Jest pierwszą osobą, która chce poznać prawdziwą Shirin.
Ale czy dziewczyna jest gotowa, by komukolwiek zaufać?
Zwłaszcza komuś z tak odmiennego świata?
O okładce będzie krótko, ponieważ czytałam w formie
elektronicznej, więc nie mam pojęcia, czy forma papierowa ma skrzydełka, jakie
są stronice etc. Okładka nie jest jakaś specjalnie przepiękna. Prosta,
minimalistyczna. Czytałam pierwszy raz za pośrednictwem Legimi. Samo w sobie
czytanie na czytniku zapewne jest o wiele wygodniejsze niż na telefonie, od
którego zdążyłam się w ostatnim czasie odzwyczaić. Teraz więcej czytam
papierowych egzemplarzy, bo na takowe w większości się godzę. Wiem, że można
zmieniać czcionki, ich wielkość, więc w sumie każdy sobie dopasuje pod siebie
tak, by było mu najwygodniej.
Po długim czasie znów udało mi się spotkać z pisarką. Po
serii z Julią, którą polubiłam w czasie, kiedy ją czytałam, byłam ogromnie
ciekawa tego, co ma do zaproponowania pisarka. Nie robiłam sobie nadziei, że
będzie szczególnie ambitna, ale miałam też na myśli, że nie okaże się jakimś
totalnym dnem. I wiecie co? Długo miałam mieszane uczucia. Początkowo byłam
średnio zainteresowana, znudzona, troszkę... zasmucona tym, że nie podoba mi
się. I dlatego czytałam po jednym rozdziale, raz na kilka, kilkanaście godzin.
Dopiero w połowie, gdy akcja nabrała tempa, zaczęłam z zainteresowaniem śledzić
losy bohaterów. Dlatego z jednej strony jestem zadowolona, a z drugiej
niekoniecznie, bo to złe wrażenie zostało... Jednak czytało się szybko, mimo
wszystko, płynnie to jakoś przesuwało się do przodu.
Shirin jako główna bohaterka okropnie mnie irytowała. Z
jednej strony chciałam ją zrozumieć, ale nie potrafiłam. Jakoś nie przekonała
mnie do siebie i nie zyskała tym swojej sympatii. Rozumiem, była inna, ciągle
przenosiła się z miejsca na miejsce... ALE powinna mieć troszkę inne
nastawienie. Jeżeli ktoś jest totalnie na NIE na wszystko to wiadomo, że nikt
nie będzie chciał się zbliżyć i chociaż po części ją zrozumieć.
Jedna z blogerek zauważyła fakt, że coś jest nie tak, że
dlaczego ona jest czarną owcą, a jej brat jest rozpoznawalnym super kolesiem...
I jakby się nad tym zastanowić... Też tego nie rozumiem. ALE. Sama doświadczyłam
przeprowadzki, razem ze swoim bratem i jestem po części skłonna to zrozumieć.
Jedni zaakceptują inność drugiego, drudzy niekoniecznie, dlatego też ja aż tak
wielkiej uwagi na to nie zwróciłam.
Z kolei Ocean już na samym początku wydał mi się postacią
intrygującą, ze względu na swoje zachowanie, z którego początkowo się
podśmiewałam, ale z uśmiechem na ustach, wcale nie złośliwie. Szkoda mi go było
okropnie, ale z drugiej strony podziwiam go za tą jego odwagę, determinację i
cierpliwość w relacjach z Shirin. Ja bym chyba nie wytrzymała...
Cieszę się, że ci bohaterowie są zróżnicowani i mają swój
charakter, nie są nijacy i płascy, więc to jak najbardziej na plus, z wyjątkiem
tego dziwnego zachowania Shirin...
Co mnie zdziwiło i czego do tej pory nie potrafię zrozumieć
to ZAKOŃCZENIE. Nie tego się spodziewałam, i jestem zdania, że można to było
inaczej rozwiązać. I nie mogę się z tym pogodzić. Jest mi niezwykle przykro,
właśnie z powodu Oceana. Żal mi go, tak naprawdę. Kto poznał zakończenie recenzowanej
dziś lektury wie, dlaczego tak o tym piszę. Dlaczego mnie to gnębi. Bo wiem, że
nie tylko mnie...
Cała reszta jest całkiem w porządku. Już przymknęłam oko na
tę nudę do połowy historii, bo po połowie akcja zdecydowanie nabrała tempa.
Pomysł na książkę również był niezły, ale zdecydowanie spartaczony jeżeli
chodzi o zakończenie. W moich oczach to wszystko stało się pozbawione sensu
niestety...
Jednak muszę się przyznać, że w drugiej połowie wczułam się
w losy bohaterów i wraz z nimi przeżywałam każde uczucie, emocje...
Towarzyszyły mi te złe i te dobre... Co jest niewątpliwym plusem.
Ważne jest również to, jakich tematów uchwyciła się
autorka... A więc raz, że status materialny to i religijność, która czasem ma
ogromny wpływ na akceptację przez środowisko i tutaj mamy to aż nazbyt
widoczne.
Reasumując, jest mi ciężko stwierdzić, jak finalnie
odebrałam tę historię. Z jednej strony są minusy, o których powyżej napisałam,
ale z drugiej przejęłam się niektórymi wydarzeniami i jestem na rozdrożu... Na
pewno oceniam ją powyżej połowy, ale chyba niezbyt wysoko bo... jednak ma te
minusy, które cały czas mnie gryzą po głowie.
Jestem natomiast ciekawa, czy mieliście okazję poznać tę
książkę? Co o niej sądzicie? Spodobała się Wam? Ja jak widzicie nie mogę
napisać w sto procent, że polecam, bo mam do niej jakieś "ale"...
Chociaż połowicznie jednak się podobała...
Dajcie znać w komentarzu!
Jeszcze nie czytałam tej książki, ale czekaj już na swoją kolej w mojej biblioteczce. 😊
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zakończenie zawodzi. Przypuszczam, że nie jest optymistyczne :)Ja lubię pozytywne rozwiązania :)
OdpowiedzUsuńRozumiem rozgoryczenie spowodowane zakończeniem, ale z drugiej strony cieszę się, że właśnie tak rozegrała to autorka. W końcu jest ono najbardziej realne i życiowe...
OdpowiedzUsuń