Nadszedł czas na recenzję książki szkolnej. Sklepy cynamonowe Schulza ominęłam, z tego względu, że przerabialiśmy tylko trzy opowiadania i nie należały one do najłatwiejszych... Jednakże pisząc niezapowiedzianą kartkówkę poradziłam sobie na piąteczkę, więc jestem z siebie dumna. Co do tej książki... Wszyscy tak mnie odstraszali, że jaka ona to nie jest, taka beznadziejna, żeby jej nie czytać. Chwilowo padłam ofiarą namówień, jednak w sobotni poranek, tak sobie pomyślałam... Przecież do wtorku się wyrobię, a jak mogę ominąć 4 rozdział, to dlaczegóż by nie? Przynajmniej spróbuję.
Witold Gombrowicz - polski powieściopisarz, nowelista, dramaturg; urodził się w Małoszycach 1904 roku, a zmarł we Francji w 1969 roku. Publikował również pod pseudonimami: Alejandro Jorge, Zdzisław Niewiejski.
Witold Gombrowicz - Ferdydurke
Trzydziestoletni Józio, zamierza napisać książkę. Jednakże odwiedza go profesor Pimko. Poprzez zadanie kilku pytań stwierdza, że trzeba będzie odesłać go do szóstej klasy szkoły podstawowej. Dodatkowo zapewni mu mieszkanie u Państwa Młodziaków, by jako ludzie nowocześni wpłynęli na Józka bardziej pozytywnie. Główny bohater cofa się w czasie, przypominając sobie za pomocą nowych kolegów z klasy jak wyglądały bójki, szkolne miłości i inne perypetie. Ale co jeszcze spotka głównego bohatera? Ja wam nie powiem, musicie ją przeczytać. Zresztą tak czy tak, w szkole średniej jest to lektura. :)
"Zaprawdę, w świecie ducha odbywa się gwałt permanentny, nie jesteśmy samoistni, jesteśmy tylko funkcją innych ludzi, musimy być takimi, jakimi nas widzą[...]."
Co do samego wydania nie mam zastrzeżeń, Wydawnictwo Literackie dodało jeszcze słów kilka o samej książce na samym końcu. Na pewno skorzystam z tego raz jeszcze tuż przed klasówką, a raczej skorzystałam, bo recenzja niestety ukaże się sporo później.
Co do stylu Gombrowicza, muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Nie przewidziałam, że styl będzie na tyle przystępny, że nie miałam problemów z interpretacją. Co najlepsze, gdyby losy bohaterów były nieco ciekawsze i dojrzalsze, na pewno byłabym bardzo zadowolona z lektury. Jednak, że są to perypetie losów bohaterów z szóstej klasy, większość jest dla nas powrotem do dzieciństwa i nieco śmiesznymi sprawami... Przyznam się, że w pewnej chwili zrobiłam oczy, nie wiem, a'la co. Ale miałam je tak wielkie, że nie mogłam sama siebie zrozumieć, a raczej tego gościa, co on wyprawia. Czy takie rzeczy się robiło? Jestem w mega szoku, naprawdę. Przed lekturą koleżanka streściła mi ją, życzyła powodzenia, i... Dziękuję Justyna, przydało się! Pochłonęłam ją za jednym razem, w kilka godzin, dosłownie. I wcale nie było krzyku. Oczywiście ominęłam rozdziały o Filibercie i Filidorze, bo zezwoliła na to moja Pani Profesor od języka polskiego.
Nieco dziwiła mnie kreacja całego ciała pedagogicznego, nie wiem, czy to miało obrazić nauczycieli z tamtych czasów, czy co... Nie wiem. Ale styl lekcji mi się nie podobał. Gdyby teraz tak było... to nie miało by sensu kompletnie. Jednak Józia... Józio był całkiem w porządku, chociaż dziwię mu się, że wytrzymał w takim towarzystwie i w ogóle, że sobie pozwolił cofnąć się do szkoły! Przecież mają 30 lat i być w szóstej klasie? No trochę chyba coś nie jest na swoim miejscu...
Jak mnie denerwowało ciągłe "upupianie", ciągle tylko "pupa", "pupa", "pupa" -.-. To było najgorsze w całej książce. Szkoda, że nie liczyłam ile razy ten wyraz się w całej książce powtórzył. Byłby ubaw. Ciągle mówiono o naiwności, niedojrzałości... to też nieco mnie irytowało. Ale dzielnie zniosłam to wszystko i skończyłam książkę z wielką ulgą.
Ciężko jest mi recenzować tą książkę, bo oczywiście okiem polonisty jest w niej wiele zapewne spraw, które warto omówić, wspomnieć i o nich napisać. Jednakże ja polonistką nie jestem, więc to sobie odpuszczę.
Narracja pierwszoosobowa, jak wspomniane gdzieś w tej recenzji chwile, w którym szło się uśmiać, a w niektórych buzi nie potrafiło się zamknąć ze zdziwienia.
„Pupcię, pupcię, Pupcię mają maleństwa nasze!”.
Reasumując, jako lektura szkolna na pewno jest u mnie z wyższą oceną w odbiorze niż Granica Zofii Nałkowskiej. Bo Ferdydurke czytało mi się szybko, momentami przyjemnie, bo z uśmiechem na ustach, a czasami z wyrazem stanowczego zdenerwowania i niecierpliwości kiedy będzie koniec. Suma sumarum, nie jest ona również mega duża pod względem ilości stron, ponieważ niecałe 300 stron to tak jak zwykła powieść, a czasami i nie bardzo. Kto już jest w szkole średniej, może się jej z pewnością spodziewać, bo jak się nie mylę jest to lektura z gwiazdką? Chociaż mogę się mylić. Motyw szkoły, wspomnień, dzieciństwa, tutaj przede wszystkim jest widoczny. Można ewentualnie dodać motyw podróżowania, strikte do przykładu Miętusa.
Czy polecam? Szkolną lekturę zawsze można przeczytać, a tej warto dać szansę, bo pomimo iż nie jest jakiś tam arcydziełem w mojej ocenie, to nie jest zła, a czasem nawet lepsza od niektórych powieści, które czytałam.
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytam, ile mam wzrostu: 1,4 cm
W szkole średniej lektura ta w ogóle mi nie podeszła. Może teraz jakbym ją przeczytała, mój odbiór byłby całkowicie inny.
OdpowiedzUsuńMożliwe. ;)
UsuńKreacja nauczycieli przede wszystkim miała na celu pokazanie absurdalności szkolnictwa. ;)
OdpowiedzUsuń"Ferdydurke" mi się podobało, ale ja lubię od czasu do czasu takie trochę dziwne, absurdalne książki.
Wiem, wiem. :D Całkiem niedawno skończyłam ją omawiać na języku polskim i w sumie przyznam się, że jest to jedna z lepszych lektur w tym roku. ;) Absurdalne, fantastyczne książki, a ta akurat ma tyle rożnych szczegółów, że nawet z przyjemnością o nich słuchałam na lekcjach. ;)
UsuńCzytałam w szkole tylko fragment tej powieści (ten z pamiętnym zdaniem "Słowacki wielkim poetą był"), który bardzo mi przypadł do gustu. Raczej z własnej woli po "Ferdydurke" nie sięgnę, a przeczytam tą pozycję dopiero jak już będę ją omawiać w liceum ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący
O, to ja nigdy przed technikum nie miałam z nią do czynienia. Tak, ten wykład Bladaczki był naprawdę... inspirujący... D: Ale przeczytaj ją w liceum, nic nie stracisz. ;)
Usuńnie strasz, mnie czeka właśnie to po wakacjach razem ze Sklepami cynamonowymi... A czemu te fragmenty pomijaliście? o.O
OdpowiedzUsuńNie jest tak źle, chociaż te Sklepy cynamonowe... Zależy, które z tych opowiadań będziesz omawiać. ;d A w Ferdydurke te cztery rozdziały nie miały szczególnego znaczenia, przeczytałam, że to w nich narratorem jest sam autor i tyle było ważnego. Owszem, jak przeczytasz, to zawsze znajdziesz w nich jakiś wątek, który będziesz miała jako argument na sprawdzianie czy egzaminie, ale nasza polonistka powiedziała, żeby bardziej skupić się na tym, co główne, ponieważ te cztery rozdział to jak z księżyca zdjęte. ;]
UsuńMi kazała całe przeczytać :D Tzn. SKlepy :D
UsuńOgółem to z tym wyczytywaniem - nie musisz robić na to osobnego posta dokładnie, możesz to wrzucić nawet w zakładkę :) A podsumowanie dorzucić do podsumowań, a recenzje dodać tylko na LC :) więc możesz jednak spróbować :) jak nie masz aż 16 swoich to możesz dodać kilka z biblioteki lub innych źródeł :)
Nie chodzi o specjalnego posta, bo na to może znalazłabym lukę. Gorzej o recenzje. Bo najpierw musiały by być na LC, a to trochę do mnie nie podobne. ;/ Ale... cóż. Może i masz rację? Prześpię się z tym i zobaczymy. ;) Nie robię podsumowań, ale Tobie z chęcią wrzucę, nawet na PC mogłabym zrobić specjalną zakładkę... w sumie ma to sens. Myślę, że się zbierze nawet więcej niż 16 ;D
UsuńA co do sklepów, to aua, ja miałam tylko Sklepy Cynamonowe, Ptaki i Ulica Krokodyli ;d
Dla mnie Ferdydurke jako lektura jest dobra, ale gdy książka jest przedstawiana w postaci sztuki w teatrze- pędzę co sił w nogach, bo uwielbiam oglądać to przedstawienie! :)
OdpowiedzUsuńJednak i tak w kwestii lektur zakochana jestem w Małym Księciu i Tangu :D
www.zksiazkadolozka.blogspot.com
O, to może być ciekawy spektakl. ;)
UsuńTango nie czytałam, a Mały książę wydaje mi się przereklamowany. Ja tam wielbię Zbrodnię i karę, Mistrza i Małgorzatę, chociaż to nie moja lektura niestety, no i Lalkę. To były przyzwoite powieści, nawet bardzo. ;)
"Ferdydurke" przeczytałam z przyjemnością, lecz teraz musiałabym ponownie do niej zajrzeć, aby przypomnieć sobie przesłanie lektury. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW sumie to dobra książka na spędzenie nudnego popołudnia ;d
Usuń"Ferdydurke" miałam w tym roku na ustnej maturze i pomimo, że to nie była zdecydowanie lektura dla mnie udało mi się podołać i wyjść ze szkoły z dobrym wynikiem. Ta pozycja ma w sobie świetne przesłanie, o formach 'nie ma ucieczki przed formą' -> sama prawda!
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie!;)
UsuńJedna z najbardziej nielubianych przeze mnie książek, ale z kunsztem autora nie kłócę się :) Po prostu nie trafiła do mnie chociaż przeczytałam całą 2 razy (będąc na różnym etapie życia) :D
OdpowiedzUsuń@Waniliowe Czytadła
Rozumiem, różnie czasem bywa ;d
UsuńNie czytałam tej książki i nie wiem czy będę miała ją za lekturę. Ale po twojej recenzji może przeczytam ją nawet, jeśli nie będzie lekturą ;)
OdpowiedzUsuńSuper, że zrobiłaś recenzję lektury, może niektórzy wreszcie przekonają się, że nie wszystkie są takie złe. Ja tam się cieszę, że istnieje coś takiego jak lektura szkolna, ponieważ wielu książek nie przeczytałabym z własnej woli, a tak jestem zmuszona przez szkołę i większość lektur mi się podoba :) Od podstawówki przeczytałam wszystkie lektury, które miałam omawiane na lekcjach języka polskiego z tylko jednym wyjątkiem, a mianowicie nie skończyłam czytać "Księgi dżungli". To była dla mnie katorga, byłam w czwartej klasie podstawówki i nie rozumiałam połowy słów w tej książce. A tak chciałabym mieć zamiast tego omawianą "Akademię Pana Kleksa", niestety tak nie było, ale i tak przeczytałam tę wspaniałą książkę we własnym zakresie.
Pozdrawiam *.*
O jak mnie to cieszy Tris. ;) A ja nie czytałam Księgi Dżungli, wolę to oglądać. ;) Ja nigdy nie zapomnę jak tata mi czytał Plastusiowy Pamiętnik. A Akademia Pana Kleksa to jedna z najlepszych lektur podstawówki. ;)
UsuńLektury są złe przede wszystkim dlatego, że nie masz wyboru i musisz przeczytać to co Ci każą. W ten sposób do wszystkiego można zniechęcić...
OdpowiedzUsuńMoje własne miejsce na Ziemi - miye.eu
No niby tak...
UsuńStyl Gombrowicza albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma niczego pomiędzy. Ja jestem z tych, których stosunek do "Ferdydurke" można śmiało nazwać uwielbieniem. Chyba mam skłonność do wszelkich osobliwości. Jak bardzo się cieszę, że napisałaś o tej książce na swoim blogu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
K.F.
Mnie cieszy Twoje zdanie, nawet nie wiesz jak bardzo :*
UsuńTa lektura jeszcze przede mną i mam nadzieję że przez całą lekturę nie będę myślała, kiedy wreszcie ten koniec :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko WiktoriaCzytaRazemZWami
Nie powinno tak być, chyba xd
UsuńMam jeszcze przed sobą tę lekturę, ale dziękuję Ci za tę recenzję, bo dała mi motywacje to zmierzenia się z nią ;)
OdpowiedzUsuńNo i nominowałam Cię do LBA! Szczegóły tutaj:
http://sleepwithbook.blogspot.com/2016/06/liebster-blog-award-2.html
Bardzo mnie to cieszy Lauro i serdecznie dziękuję za nominację. ;)
UsuńPamiętam jak ci ją streściłam xD A ty mimo wszystko uparłaś się że przeczytasz i ci się spodobało ja jestem z ciebie dumna :D
OdpowiedzUsuńNie cierpię tej książki i to się nie zmieni :D
Miałam ten tupet ją przeczytać. ;d
Usuń