piątek, 23 kwietnia 2021

Małgorzata Manelska - Zapach Mazur

 Dzień dobry! 

Przychodzę do Was z recenzją książki, którą czytałam z ogromną przyjemnością, ale i smutkiem... Jest to wznowienie pierwszego tomu "Zapach Mazur" Małgorzaty Manelskiej. Dwa lata temu, w maju, mieliście okazje przeczytać moją recenzje przedpremierową na temat drugiego tomu "Barwy Mazur", dla której napisałam polecajkę. Ona również doczekała się wznowienia. A więc obie części, już ze zmienioną okładką przywędrowały do mnie. Cieszę się ogromnie, gdyż bardzo lubię pióro autorki. 

Małgorzata Manelska - Urodziła się na Mazurach, w Szczytnie. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego. Oligofrenopedagog, bibliotekarka, nauczycielka. Od kilkunastu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie. Pasjonuje ją czytanie. W wolnych chwilach zajmuje się decoupage, techniką handmade, polegającą na ozdabianiu różnych powierzchni za pomocą serwetki lub papieru ryżowego. Kocha podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi. 
 
Małgorzata Manelska - Zapach Mazur #1 
 

Julka dostaje pismo z ośrodka pomocy społecznej, z małej miejscowości na Mazurach, z prośbą o zaopiekowanie się nieznaną krewną. Pełna sprzecznych emocji, udaje się do Barwin, gdzie poznaje uroczą staruszkę, Gertrudę Skrocką. Między kobietami tworzy się niewidzialna więź. Podczas ich kolejnych spotkań, Truda opowiada o swoim życiu w Prusach Wschodnich. Na dziewięćdziesiątych urodzinach Trudy pojawiają się niespodziewani goście. Na jaw wychodzą skrzętnie skrywane tajemnice rodzinne.
Akcja książki toczy się na dwóch płaszczyznach: w czasach współczesnych, na Mazurach, i w czasach dzieciństwa oraz młodości Gertrudy – w okresie drugiej wojny światowej, na terenach Prus Wschodnich, obecnych Mazurach. Poruszana jest tu problematyka samotności, przyjaźni, poszukiwania swojego miejsca na ziemi, własnej tożsamości.Otwierając stronice „Zapachu Mazur” czytelnik słyszy klangor żurawi i cykanie świerszczy. Zagłębiając się w treść książki, zewsząd otacza go zapach skoszonej trawy, rozgrzanych w lipcowym słońcu jagód i sosnowego lasu. Jeszcze długo po przeczytaniu czuje smak świeżej, smażonej ryby…
Jak wygląda wojna widziana oczami młodej Niemki?
Czy wojna może się śnić wiele lat po jej zakończeniu?
Czy czas naprawdę leczy rany? 
 
Na okładce widzimy kobietę, która wsiada do pociągu, trzymając walizkę w dłoni... Ale jeszcze ogląda się za siebie, jakby kogoś wypatrywała... W pięknej, zielonej kreacji, na tle zielonego pociągu wygląda ładnie, nie zlewa się ze sobą. Na samym dole mamy widok na wodę, prawdopodobnie jezioro. I wiecie co? Rzuciłabym wszystko i pojechała na Mazury. Odpocząć od tej całej pandemii, ale obowiązkowo nie chciałabym komarów i życzyłabym sobie ciepłych wieczorów... Książka niestety nie posiada skrzydełek, które chroniłyby ją przed uszkodzeniami mechanicznymi. Jest to pokaźna książka liczy czterysta stron. Kremowe stronice, czcionka nie za mała ani nie za duża, a odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Co mnie zasmuciło to fakt, że książka prawdopodobnie nie przeszła korekty. Bardzo dużo było tutaj błędów w postaci podwójnych spacji lub ich braku, zdarzyło się nawet, że zabrakło kropki... No nie czytało się przez to za fajnie, mnie to niesamowicie irytowało. Myślałam, że jak jest wznowienie, to są poprawiane takie rzeczy, że autor lub korektor z wydawnictwa śledzi tekst, tym bardziej, że była zmiana okładki. Także to spacje bardzo mnie raziły i zdarzały się niestety nagminnie. 
 
Jest to moje kolejne spotkanie z piórem autorki, które naprawdę lubię. Zabierając się za powieści Małgorzaty Manelskiej wiem, że zostanę usatysfakcjonowana. Czyta się lekko i przyjemnie, mimo iż tematyka nie zawsze taka jest, wręcz przeciwnie... Jednak zaczynając powieści przez nią napisane, stronica za stronicą dosłownie się przepada. Czytelnik pochłania kolejne wydarzenia i już chciałby wiedzieć, jak to wszystko się skończy, jak potoczą się losy bohaterów, co skrywa przeszłość... Ja jestem naprawdę pod wrażeniem, gdyż jest to powieść obyczajowa z historią w tle, a zbyt często po takie historie nie sięgam. Jednak wszystko, co autorka napisze - ja przeczytam. Wiem, że mnie nie zawiedzie. Czytając tę lekturę można odnieść wrażenie, że autorka ma idealnie wyczute pióro. Wie, jak zaintrygować czytelnika, porwać "w ramiona" stron i sprawić, że ciągle będzie myślał o tym, co przeczytał... Bo tak było ze mną. Myślę, że ze stylem autorki nie będziecie mieć jakichkolwiek problemów. 

Teoretycznie, naszą główną postacią jest Julka. I wiecie co... Nie polubiłam jej. Na innych skarżyła się, że zachowują się jak gimnazjaliści, a sama nie była lepsza. Działała mi na nerwy, więc średnio na jeża pasowały mi rozdziały z nią. Jednak dzięki temu całość nie była nudna, główna bohaterka dostarczała mi emocji, oj tak! I szczególnie jej fochy - w tym wieku to było aż dziwne. :D
Jednak jest i moja kochana Truda i Elza - bohaterki, które opowiadają o swojej przeszłości, które zdecydowanie polubiłam i współczułam szczerze za to, co musiały przeżyć w młodości... Sami wiecie, że traumatyczne zdarzenia kształtują nas, uodparniają... A to co one przeżyły, ja nie wiem, czy wytrzymałabym to psychicznie... Są to panie w podeszłym wieku, jednak skradły mi serce. Są moimi faworytkami. Szczególnie wtedy, gdy opowiadają o przeszłości...
Jest też Krzysztof, którego również polubiłam, ale nie aż tak jak te dwie panie powyżej. Był spokojnym człowiekiem, nieśmiałym, ale dobrym - i za to otrzymał ode mnie pozytywne odczucia.
Mamy jeszcze kilku innych bohaterów, którzy dość często przewijają się w tej historii, ale nie chcę Was zanudzać, lepiej, żebyście poznali ich sami. 

Te powroty do przeszłości wzbudziły we mnie wiele różnych emocji. Od tych, które dają nadzieję, po te, o których lepiej nie pamiętać... Ściskało mnie w gardle, serce z żalu nieomal pękło... Było mi naprawdę przykro czytać o tym, co spotkało niegdyś rodziny, starsze osoby, dzieci... Wojna, żołnierze, śmierć, strach... To nigdy nie kończy się dobrze... Nawet teraz, po skończeniu tej książki czuję to wszystko i mam przed oczami, ten paraliżujący strach, te ziemianki, w których liczono, że nie zostaną odkryte... Jest to historia, która wzbudzi w Was wiele emocji i sprawi, że Wasze myśli będą krążyć przez wiele dni właśnie akurat wokół tej lektury. Jest warta uwagi i mimo, iż czytałam najpierw drugi tom, a teraz pierwszy (Wam polecam czytać za kolejnością) jestem zdania, że są utrzymane na tym samym poziomie.

Wszystko jest dopracowane, każdy szczegół, wątek. Nie ma tutaj niedomówień, no chyba, że nasi bohaterowie coś ukrywają... A tajemnic także nie brakuje. :) Jest tutaj wiele opisów, nie tylko przyrody, ale nie są one nudne. Wręcz przeciwnie, powodują, że nasza wyobraźnia zaczyna pracować na wysokich obrotach i wszystko sobie wizualizujemy. Myślę, że te książki były dobrym materiałem na film. Z pewnością bym obejrzała. 

Reasumując uważam, że książka jest rewelacyjna, skłania do refleksji, a poprzez barwny, plastyczny język czytelnik nie nudzi się i czyta z zapartym tchem. Jest to jedna z lepszych historii, jakie miałam okazje czytać w tym roku i ogólnie. Pióro Małgosi jest idealne według mnie i gdyby nie te spacje, nie miałabym zarzutów co do niej. :) Zdecydowanie polecam wszystkim zainteresowanym, z całego serca! 
 
Poznaliście pióro Małgosi? Polubiliście jej historie? Podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami! 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu 

1 komentarz:

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)