Witajcie!
Całkiem niedawno, bo w marcu, publikowałam dla Was recenzje pierwszego tomu z serii The Arrowood Brothers. Jest to cykl powieści o braciach, liczący cztery tomy. Drugi w końcu do mnie dotarł i nie upłynął tydzień, kiedy się za nią zabrałam i... pochłonęłam ją w jeden dzień. To chyba o czymś świadczy, prawda? :) Zapraszam Was na recenzję.
Corinne Michaels - autorka bestsellerowej serii z list New York Timesa, USA Today oraz Will Street Journal. Jest uczuciową, błyskotliwą, sarkastyczną, uwielbiającą dobrą zabawę mamą dwójki dzieci. Jej babcie od strony matki i ojca były bibliotekarkami, co tylko spotęgowało jej zamiłowanie do czytania. Po wielu latach pisania opowiadań, nie mogła zignorować potrzeby ukończenia swojej debiutanckiej powieści zatytułowanej "Beloved". Mężczyźni w jej książkach są życiowymi rozbitkami, tak pięknymi, że skradną ci serce.
Corinne Michaels - Zawalcz o mnie #2
Declan Arrowood, najstarszy z czterech braci, odnoszący
sukcesy biznesmen z Nowego Jorku, po śmierci znienawidzonego ojca na co
najmniej pół roku zmuszony jest przeprowadzić się do Sugarloaf, niewielkiej
miejscowości w Pensylwanii, w której wspólnie z braćmi się wychowywał. Taki
warunek musi spełnić każdy z braci, żeby odziedziczyć spadek po ojcu. Powrót w
rodzinne strony wiąże się niestety z bolesnymi wspomnieniami. To właśnie tutaj
mieszka młodzieńcza miłość Declana, Sydney Hastings, która po ukończeniu prawa
zatrudniła się w miejscowej kancelarii.
Związek Declana i Sydney miał być bajkową historią z gatunku
tych, które kończą słowa: „i żyli długo i szczęśliwie”. Zakochani do
nieprzytomności obiecywali sobie dozgonną miłość, a potem on niespodziewanie ją
porzucił. Bez słowa wyjaśnienia zniknął z miasta i z jej życia.
Teraz, blisko dziesięć lat później, powraca i nie może
przestać myśleć o dawnej ukochanej. Wie, że odchodząc, złamał jej serce. Jednak
uczucia są silniejsze od rozsądku. Sydney również uważa, że Declan nie
zasługuje na drugą szansę, ale nie potrafi bez niego żyć. Zwłaszcza że on znów
jest tak blisko. Jeśli po tym wszystkim, przez co przeszli, mają być razem,
Declan będzie musiał udowodnić, że mu na niej zależy.
Czy można zaufać komuś, kto wcześniej tak bardzo zranił? Czy
młodzieńcza miłość ma szansę przetrwać w dorosłym życiu? A wreszcie – czy
historia Declana i Sydney może zakończyć się happy endem?
Okładka drugiej części utrzymana jest w podobnym tonie, co pierwsza. Widzimy drugiego z braci na przodzie, gdzieś spoglądającego, zamyślonego... Tym razem mamy niebiesko-biały wytłuszczony napis, a poprzednim razem był on czerwono-biały. Widzimy również znaczek braci w postaci strzał. Jest satynowa w dotyku, ze śliskim tytułem. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkowe zabezpieczenie przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytamy kilka zdań o autorce, a na drugim ujrzycie okładkę pierwszego tomu. Strony są kremowe, czcionka wystarczająca dla naszych oczu. Gdzieniegdzie pojawiły się literówki, które jakoś specjalnie nie przeszkadzały, ale spowodowały małe zdziwienie, gdyż wydawnictwo Muza zwykle przykłada się do tekstów i mało kiedy spotkać w nich możemy literówki. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Standardowo mamy dwóch głównych bohaterów, którzy są narratorami. Wstawki w postaci strzał są również umiejscowione zaraz na początku rozdziału oraz w momencie oddzielania tekstu.
Kolejne spotkanie z piórem Corinne Michaels. Czyta się bardzo szybko, lekko i przyjemnie. Można rzec, że się pochłania kolejne strony... Nie wiem, jak ja to zrobiłam, ale przeczytałam ją w ciągu jednego dnia, taka byłam ciekawa, co tym razem spotka naszych bohaterów, A że pióro jest przystępne, to czytałam, czytałam i doczytałam do ostatniej kropki. Chwilami odnosiłam wrażenie, że nic się nie dzieje, a w pewnych sytuacjach, tak akcja przyspieszyła, że nie byłam pewna, czy nadążę za postaciami. Moje ogólne wrażenie jest dobre, podobała mi się ta historia, jednak faworytem jest pierwszy tom. Tak akcja w pewnej chwili była dramatyczna i chyba to wzbudziło we mnie wiele emocji. Tutaj z kolei mamy dwójkę ludzi poharatanych nieźle przez życie, jednak ich zachowanie nie zawsze przypominało zachowanie dorosłej osoby. Coś na zasadzie hate-love. Niemniej jednak jestem zadowolona, książkę połknęłam, czekam na następny tom!
Może nie czułam tutaj miliona emocji, ani w sumie jakichś takich, które zbiłyby mnie z nóg. Było w niej wiele niezrozumienia, upartości, smutku, żalu... Ale to wszystko przez to, że postacie nie potrafiły ze sobą NORMALNIE porozmawiać. A przecież to obowiązkowy element każdej relacji, a tym bardziej tej głębszej... Byłam zła na bohaterów, nie powiem. Jednak za ich przykładem widzimy, co może się stać, jeśli przestaniemy ze sobą rozmawiać, przestaniemy być szczerzy i będziemy kłamać... Akcja w tej książce jest dość dynamiczna. Przez pierwszą część niezbyt wiele się dzieje, dopiero gdzieś dochodząc do połowy, przyspiesza i wtedy ciężko nadążyć. Myślę, że dla wielu ten początek może być nudny, według mnie całość ratuje sytuację i warto doczytać ją do końca.
Declan jest upartym jak osioł matołem, który ucieka, odgania
rękami, byle z dala od tego, co mu jest naprawdę potrzebne. Irytował mnie
okropnie, nie spodziewałam się, że jest takim facetem. Gorzej niż z babą,
chwilami było, uwierzcie mi. Może dlatego, że nie bardzo przepadam za ludźmi,
którzy wypierają się tego, czego najbardziej potrzebują, że wzbraniają się
przed rozmową, kłamią, albo unikają prawdy. To może dlatego mnie tak wkurzał.
Okej, nie miał łatwego życia, rozumiem, że chciał się odciąć, ale chcąc bronić
kogoś, raniąc go doszczętnie... to nie na moje siły. Oj nie.
Z kolei Sydney polubiłam już w pierwszej części. Tam ją
poznałam i już od początku wydała mi się interesującą postacią. Bardziej to ona
zyskała moją sympatię... Po części ją rozumiałam... Sama zachowałabym się
podobnie w stosunku do kogoś, kto zabrał moje serce bezpowrotnie i zranił do
głębi. Byłyśmy zbliżone charakterami, stąd też ta moja przychylność w jej
stronę...
Nie zabraknie pozostałych braci Arrowood, Ellie z
poprzedniej części czy jej córki. Postacie są dobrze wykreowane, każdy z nich
jest inny, nie są płascy, papierowi i bez wyrazu, co jest dużym plusem.
Reasumując uważam, że ta historia była bardzo przyjemna. Czytało się szybko i lekko, chociaż nasi bohaterowie działali nam na nerwy. :) Mimo to miło ją wspominam i z cierpliwością czekam na dwa kolejne tomy. Oby wyszły dość szybko i długo nie kazały na siebie czekać. :) Polecam ją wszystkim zainteresowanym oraz obowiązkowo fanom Corinne Michaels. Jednak zastrzegam, przeczytajcie najpierw pierwszy tom, a dopiero później drugi. To wiele Wam rozjaśni. :)
Czytaliście pierwszy tom z tej serii? Macie w planie ten? A może już poznaliście historię Declana? Jakie są Wasze wrażenia?
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Czytałam dużo dobrego o tej książce i serii, ale nie planuję jej czytać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Pierwszego tomu nie znam, ale mam w planach. Mam nadzieję, że mi się również spodoba, tym bardziej, że ostatnio mam ochotę na takie przyjemne historie, które szybko się czyta :)
OdpowiedzUsuń