Witajcie!
Dzisiaj krótka recenzja książki pisarki, której powieści uwielbiam czytać. Jedne lepsze, drugie słabsze. Jedne lżejsze, drugie z kolei obładowane emocjami. Jak było z "Cześć, co słychać?" - zapraszam do dalszego czytania. Mam nadzieję, że w komentarzu podzielicie się ze mną swoim zdaniem, bo książka jest już na rynku dłuższy czas. Jest to lektura ze stosu hańby, a raczej półki hańby.
Magdalena Witkiewicz - zadebiutowała kilka lat temu powieścią Milaczek, następnie ukazały się Panny roztropne, Opowieść niewiernej, Lilka i spółka (książka dla dzieci), Ballada o ciotce Matyldzie, Szkoła żon, Pensjonat marzeń, i Szczęście pachnące wanilią oraz wiele innych.
Magdalena Witkiewicz - Cześć, co słychać?
Dziś wiem i widzę już nieco więcej. Nauczyłam się patrzeć, ale umiem też przymykać oczy. Ze strachu, że popełnię błąd.
Jestem taka jak inne, to wiem na pewno. Matki, żony i kochanki. Kobiety w
połowie życia. Mądrzejsze niż 20 lat temu, ale za to z bagażem
doświadczeń.
Pełne głęboko skrywanych tajemnic, o które nikt nas nie podejrzewa.
Czasem tęsknię za czymś, czego nie potrafię nazwać, uśmiecham się do
ludzi, chociaż w sercu mam bałagan. Może coś tracę, zyskując spokój.
Bardzo dbam, by nie padły słowa, których nie można wymazać.
Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, jak niebezpieczne może być: „Cześć, co słychać”…
Okładka tej książki jest taka... zwyczajna, nie rzucająca się szczególnie w oczy. U góry widzimy twarz kobiety, u dołu liście, jakieś motyle, płatki róż. Oczywiście ma to nawiązanie do powieści, ale jak zaczniecie ją czytać, będziecie wiedzieć, o co w tym wszystkich chodzi. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym jest fragment książki, na drugim kilka słów o autorce. Stronice są kremowe, czcionka duża, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Literówek brak. Mam ten egzemplarz z autografem z roku 2016... Krakowskie Targi Książki. :) W tym roku nici z tego ogólnopolskiego event'u. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Spotkamy się za rok, prawda? :)
Jest to moje kolejne już spotkanie z autorką, całkiem udane. Nie oznacza to jednak, że nie mam żadnych uwag. ;) Bo tym razem takowe się pojawił, jednak nie dotyczą one stricte pióra, jakim posługuje się pisarka. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie, bez jakichkolwiek blokad. Pani Magda ma tak wyczute pióro, że nie da się napisać książkę źle, czy też w niesmak. Wiem, że jestem sporo w tyle z nowościami, jak czytam takie "starocie", ale zauważyłam u niektórych autorów, że kolejna książka jest taka bardziej zwyczajna... Dlatego postanowiłam wyczytać najpierw to, co zgromadziłam przez ten długi, czteroletni okres czasu i dopiero później się wziąć za nowości.
Co mi przeszkadzało? Ano główna bohaterka. Ona była straszna. Ja wiem, że czasem życie się nudzi. Że rutyna tak daje w kość, że chcemy czegoś innego. Czegoś, co nas ożywi, ożywi uczucia w nas i sprawi, że będziemy szczęśliwi... na chwilę. I właśnie takiej ulotnej chwili potrzebowała nasza główna bohaterka i ją dostała. Modliłam się podczas lektury, żeby nie popełniła błędu, do którego się zbliżała. Bo będzie żałować. Bo poniesie konsekwencje, ale ona miała w nosie. Po prostu gotowałam się cała w środku z tego, co ona wyrabiała. Szczerze jej nienawidziłam. Ja wiem, że przeszłość potrafi dać w kość. Ale to, co było, a nie jest - nie pisze się w rejestr. Tak mawiała osoba z mojej przeszłości, która niegdyś była mi bliska. Życie jest ulotne. Ludzie się zmieniają. A co po niektórzy wciąż nie potrafią dorosnąć. Nie doceniają tego, co mają, tego, co mogą stracić w jednej chwili... Myślę o tej książce jak o wyrzucie. Jednym, takim ogromnym. Za to właśnie, co zrobiła ona...
Jest tutaj wielu bohaterów, każdy z nich jest dobrze wykreowany, jedni podobają się mniej, drudzy bardziej.
Akcja ma swoje tempo, chociaż bardziej określiłabym je na spokojne, dopiero nabiera rumieńców wtedy, kiedy w ogóle nic nie powinno się dziać. Jednak nasza bohaterka ma ochotę poigrać z ogniem, a my to wszystko widzimy. Jak krok po kroku niszczy wszystko, co wokół siebie ma. I to jest najgorsze... Przynajmniej ja zdawałam sobie sprawę z konsekwencji tego, co chce zrobić. Co może się wydarzyć i tak bardzo tego nie chciałam, ale przewidziałam, że autorka chce nam pokazać, jak łatwo zniszczyć sobie życie głupotą. Wydawać by się mogło na początku, że czymś naprawdę błahym, ale gdy to wszystko nabiera rumieńców... Ciekawa jestem, jak potoczyłby się losy takiego małżeństwa. Bo raz zniszczone zaufanie niestety ciężko jest odbudować, a już w szczególności po czymś takim. Okropnie współczułam Wojtkowi, nie chciałam, żeby cierpiał, bo czymże on sobie zasłużył? :(
Czytałam tę książkę w takim trudnym dla siebie momencie. Wiele nagromadzonych problemów, złych emocji, że po prostu byłam okropnie wściekła na tę historię. Nie spodziewałam się, że będzie tak ciężka. A jednocześnie tak prawdziwa... Bo gdy człowiek raz poczuje się lepiej niż dotychczas, to chce jeszcze więcej... Jak to mówią "dał palec, wzięli całą rękę". I takie uczucie odniosłam właśnie czytając historię Zuzy. ALE! Pojawiło się jeszcze coś. Coś, co wydarzyło się w przeszłości i miało związek z powrotem do przeszłości. Coś, czego nikt się nie spodziewał, a i to jest trudnym do przełknięcia tematem. Taka puenta na sam koniec. I zachowanie jednego z bohaterów... Ponownie krew we mnie zawrzała...
Reasumując uważam, że jest to całkiem niezła książka, ale nie najlepsza. Jak dotąd nic nie przebiło 'Po prostu bądź" która jest moim numerem jeden. Są tutaj historie prawdziwe, które każda z Was mogła przeżyć. Nie mówmy nigdy, bo nie wiemy, co nas jeszcze czeka w tym życiu... Dlatego myślę, że mogę Wam ją polecić, byście sami ocenili ją i zachowanie Zuzki. A tak w ogóle, jakie uczucia Wam towarzyszyły podczas czytania? Jak widzicie, u mnie to w większości złość na bohaterkę...
Podzielcie się ze mną swoim zdaniem, będzie mi niezmiernie miło. :)
Nie wiem czy po nią sięgnę. Ze względu na główną bohaterkę, o której piszesz.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk