Jak kiedyś wspominałam recenzując pierwszą powieść autorki, stwierdziłam, że jak tylko będę mieć okazję to się skuszę na drugą jej powieść, bo tylko tyle ma w swoim dorobku. Czasami warto pokusić się o kolejne powieści, ale nie zawsze. A gdy odwiedzałam bibliotekę i widziałam tą książkę, to oczy zaświeciły mi się jak lampki bożonarodzeniowe. Jednak jak przyjęła się u mnie ta powieść?
Sarah Harvey - i tym razem nic nie znalazłam o autorce, ale TUTAJ znajdziecie link do recenzji jej powieści Dom róż.
Sarah Harvey - Wichrowe łąki
Natalie, pomimo iż minęły już dwa lata po tragicznej śmierci jej męża Rob'a, nadal cierpi. Tęskni za nim i nie wyobraża sobie normalnego życia, więc oddaje się w całości pracy. Jednak jej zmarły mąż ma córkę z pierwszego małżeństwa, Cassie. Chcąc czy nie chcąc, młoda dziewczyna jest zdana na swoją macochę ponieważ swoją biologiczną matkę straciła, gdy była mała, a teraz znowu narobiła głupot w szkole i jest zawieszona w prawach ucznia. Natt postanawia na ten czas wyjechać z dziewczyną do swojej matki, do pięknej Kornwalii. Jednak co tam spotka bohaterki? Czy Cass zaakceptuj swoją macochę, czy jednak nie? Czy poznają tam kogoś, kto odmieni ich życie i pozwoli być szczęśliwymi?
I tym razem nie mam zastrzeżeń do Grupy Wydawniczej Foksal, spisali się świetnie, chociaż okładka mogłaby być wykonana z twardszego papieru, bo szybko się mnie i tym samym bardzo niszczy. Jednak co do marginesów, odstępów między wierszami, koloru kartek [nie są białe!] i czcionki nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Delikatna okładka utrzymana w głównej mierze pastelowych kolorach sprawia, że cieplej patrzy się na nią i jakoś tak przemawia by zastanowić się i może ją przeczytać? Na mnie zadziałała. :)
Kolejno przechodząc do autorki, muszę stwierdzić, że i tym razem, czytało mi się dość przyjemnie. Ciężej było mi się skupić, bo w głównej mierze czytałam ją w szkole i niestety odniosłam wrażenie, że powieść była trochę melancholijna. Brakowało mi w niej akcji, tej dynamiczności, niestety. Ale i tych uczuć nieco mi brakowało. Spodziewałam się, że będzie bardziej emocjonalna, aczkolwiek tego nie dostałam. Ale to nie koniec tego, co było złe, czego było za mało, a czego w ogóle nie było. Jednak mimo wszystko styl jest przystępny, mimo iż ta melancholia jest widoczna, to czyta się dość sprawnie. Wszystko jest spokojne, chociaż zdarzają się momenty, przyprawiające o szybsze bicie serca, przynajmniej na końcu.
"-[...] Zawsze ma się gotowe rozwiązania na problemy innych."
Bohaterowie - nie byli tacy źli, aczkolwiek brakowało mi w nich wyrazistości charakterów. Ogólnie są dość fajnie wykreowani, jednak czegoś mi w nich brakowało. Najbardziej polubiłam Cass, bo pokazała najwięcej pazura i była mniej więcej w moim wieku, co sprawiło, że ją rozumiałam. Mimo iż nie spotkało mnie to co postacie, uważam, że zachowali się prawidłowo. Denerwowała mnie nieco Natalie, ale co na to poradzić. Zwierzęta w tej książce pełnią również główną rolę. Czasami nawet gdyby nie one, to w książce nic by się nie działo. A Connor to osoba, która pojawia się znikąd, ale jest również dość pozytywnie nastawiona i to mi się spodobało. Jednakże nikt prócz Cass, nie przebije sympatii.
Książka podzielona na rozdziały. I tutaj ten mankament, który... mocno mnie zdenerwował. Za długie rozdziały. Chcąc zrobić przerwę, musiałam urywać w połowie zdania, ponieważ nie było jak go zaznaczyć. To mnie bardzo denerwowała. Aż za bardzo. I negatywnie niestety wpłynęło na całość. Czytamy i poznajemy myśli, emocje ze strony Natalie. Szkoda, że nie jest tu prowadzana technika kilku narratorów, dodanie Cassandry nie byłoby najgorszym zabiegiem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Chciałabym poznać jej odczucia i myśli, bardzo.
"To było zupełnie nowe, cudowne uczucie. Zagorzała wrogość między nami znikła - byłyśmy teraz przyjaciółkami."
O czym jest ta książka? O cierpieniu po stracie bliskiej nam osoby. O tym, że nie zapominamy zbyt szybko. O tym, że pragniemy mieć kogoś obok siebie, kto będzie naszym przyjacielem, kochankiem i najważniejszą osobą w życiu. O tym, jak ciężko pogodzić się po sracie. O akceptacji. O brataniu się, poznawaniu na nowo. I o znajomości, która małymi kroczkami przeradza się w miłość.
Reasumując mogę polecić Wam tą książkę. Nie jest ona cudem pisarskim, ale jedną z lepszych powieści, w której cały potencjał został wykorzystany. Może i bym kilka rzeczy pozmieniała, ale najgorzej nie było. Szkoda, bo coś czuję, że książka na długo nie posiedzi w mojej głowie, niestety. Ale mimo wszystko ją Wam polecam. Nie będzie najgorzej, a na chwilę przerwy od innych pozycji, czemu nie?
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytam, ile mam wzrostu: 3,2 cm
Nie lubię okropnie długich rozdziałów. To doprowadza mnie momentami do szału, bo chce dojść do końca rozdziału, a tu jeszcze 40 stron przede mną :D
OdpowiedzUsuńNo tak, to jest ta wielką wadą. :(
UsuńJakoś nie jestem przekonana do tej książki.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale w sumie... Pierwsza książka autorki, Dom róż jest o wiele lepsza. ;)
UsuńRaczej po nią nie sięgnę. Lista książek do przeczytania jest długa, no i też po twojej recenzji wiem, że nie są to moje klimaty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Oh, rozumiem ten ból długiej listy książek... Sama ją posiadam -.-
UsuńNie czytałam pierwszej części, ale jakoś mnie nie skusiła ;) No i lista książek czekających na przeczytanie robi się coraz większa.. ;)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA ^^ Po więcej informacji zapraszam do mnie-http://fanofbooks7.blogspot.com/2016/05/lba-2.html
Pozdrawiam :*
Dziękuję serdecznie! I rozumiem nasz wszystkich ból, za dużo tych książek jest ;d
UsuńNie jestem za bardzo przekonana do tej książki, ale to nie przez długie rozdziały. Oczywiscie wolę, gdy są krótsze, w razie czego szybko można przerwać czytanie oraz czyta się po prostu szybciej. Po prostu jakoś do mnie nie przemówiła ta pozycja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;) Przy okazji zapraszam na konkurs ;)
Rozumiem Cię i to bardzo dobrze..
UsuńJakoś nie jestem przekonana do tej książki, ale sama nie wiem dlaczego :(
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
:(
UsuńTym razem pasuję.
OdpowiedzUsuńKurczę, Ty też? :[
UsuńBardzo lubię, kiedy w powieściach pojawia się Kornwalia :) Mam do niej słabość i głównie dzięki niej mogłabym sięgnąć po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńO, no to w takim razie zapraszam do lektury ;)
UsuńKsiążka ewidentnie jest dość emocjonalna, raczej nie sięgnę po nią w najbliższym czasie, ale kiedyś z dużą chęcią :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że w ogóle po nią sięgniesz. ;)
UsuńNa razie wolę sięgać po bardziej optymistyczne książki. :) Motyw cierpienia mnie nie zachęca.
OdpowiedzUsuńNie jest on najprzyjemniejszym z pośród innych ;)
UsuńBrzmi ciekawie ale nie wiem czy szybko i w ogole siegne xd
OdpowiedzUsuńDlugie rozdzialy to zło :/
Tak, wielkie zło. I w ogóle trzeba mieć jakoś mniejsze listy książek i ich materialnie na półkach nieprzeczytanych d;
UsuńNie wiem, jakoś nie jestem do końca przekonana.
OdpowiedzUsuńTy nie jesteś? O kurde, chyba faktycznie nie m,a zbyt wielu fanów ta książka...
UsuńO nie nie nie, nie sięgnę. Nawet nie chodzi o to, że nie moja tematyka etc. Tylko bardziej nie chcę się dobić i przypominać sobie o swojej przyjaciółce, z którą urwał mi się kontakt dość drastycznie ;/ Żadnego tracenia przyjaciół i bliskich, nope :D
OdpowiedzUsuńOh, szkoda. :(
UsuńMelancholijne książki często się "ciągną" dlatego nie kuszą mnie za bardzo, chociaż te z tzw. "głębszą myślą" są warte poznania.
OdpowiedzUsuńNo tak, ta akurat nieco się ciągnie, więc tak ostrożnie, jeżeli się do niej przymierzasz. ;)
Usuń