Witajcie!
Przychodzę dzisiaj do Was z recenzją książki Justyny, mojej znajomej, którą poznałam lata temu na tymże serwisie. Zarówno ona, jak i ja prowadzi blog, pisze recenzje. I tak jakoś... Nawiązałyśmy znajomość. Cieszę się, że mogę obserwować poczynania Justyny i patrzeć na jej pisarski postęp. Tym razem miałam okazję przeczytać dużo wcześniej, zrecenzować, objąć swoimi skrzydłami tę opowieść. Zareklamować ją. Czego możecie się po niej spodziewać? Zachęcam do przeczytania całości.
Justyna Dziura - Miłość jak czekolada
Jedno spotkanie. Jeden niespłacony dług. Uczucie, które może
czaić się za rogiem.
Maite odziedzicza w spadku fabrykę czekolady, która ma sporo
długów. Jeśli kobieta nie spłaci ich na czas, jej rodzinny interes pójdzie pod
młotek. Komornikiem egzekwującym zaległości okazuje się młody i przystojny Juan
Miguel, któremu wpada w oko nie tylko fabryka…
Gorący romans i mnóstwo problemów to tylko początek tej
słodko-gorzkiej historii.
Jest to kolejne spotkanie z piórem autorki, po raz następny całkiem przyjemne. Czyta się lekko, przyjemnie i szybko. Sięgając po książki dziewczyny wiem, że nie spotka mnie jakakolwiek blokada czytelnicza. W bardzo szybkim czasie udało mi się zapoznać z całością i wydaje mi się, że z każdym kolejnym "papierowym dzieckiem" jest coraz lepiej. Mamy tutaj krótkie zdania, proste, tak samo sytuacje, z jakimi mierzą się nasi bohaterowie. Jeśli lubicie lektury lekkie i niezobowiązujące - to ta będzie strzałem w dziesiątkę.
Do bohaterów poniekąd mam sentyment - ponieważ "ochrzciła" ich imionami z pewnego serialu, które obie z autorką lubiłyśmy i darzymy wciąż owym sentymentem. Mowa tutaj o produkcji "Zbuntowanych" z 2004 roku, wyreżyserowanego przez Pedro Damiana. Są to postacie wzbudzające naszą sympatię. Oczywiście główna bohaterka, Maite ma niemały problem na samo dzień dobry. Jednak musi się zmierzyć z problemami, jeśli chce utrzymać biznes w spadku, cały czas działający. Trzymałam za nią kciuki, chociaż momentami irytowała mnie swoim zachowaniem. Trafiła na kilka ludzi, którzy są dobrzy, ale i źli... I tutaj pisarka zrobiła mnie w maliny, bo takiego obrotu spraw, to się nie spodziewałam... Za moment zaskoczenia - duży plus. Są to proste postacie, które co nieco mają za uszami, jednych możecie polubić innych nie. Czy miałam tutaj ulubieńca... Chyba nie. Starałam się nie przywiązywać do nich zbytnio. :)
Jest to przyjemna opowieść obyczajowa, z wątkiem romansu i szczyptą erotyki. Nie będę ściemniać - są wydarzenia trudne, które nasi bohaterowie jakoś muszą przełknąć. I my trzymamy za nich mocno kciuki. Są też przyjemne zdarzenia, które powodują uśmiech na naszej twarzy. Jest to pozycja, która zapowiada happy end, jednak czy tak faktycznie się okaże, sami musicie to sprawdzić.
Lubię takie niezobowiązujące propozycje, które sprawiają, że odłączam swoje myślenie i mogę przez chwilę pobyć w innym świecie, z innymi bohaterami i ich problemami.
Jeśli lubicie lekkie powieści, to ta będzie strzałem w dziesiątkę. Serdecznie polecam. :)
Za możliwość przeczytania i patronowania książce, dziękuję autorce.
Książka na pewno znajdzie swoje grono odbiorców. Ja jednak sobie odpuszczę, bo literatura obyczajowa to nie moje klimaty - szczególnie z wątkami romansu.
OdpowiedzUsuńGratuluję świetnego patronatu!
OdpowiedzUsuń