Witajcie Moi Kochani!
Dzisiaj mam dla Was recenzję książki, która wywołała we mnie uczucie wzruszenia i do tej pory, jak o niej myślę, to czuję to wzruszenie w sobie... Historia, która szybko nie ulatuje z głowy i nawet po skończeniu nadal gdzieś tam chodzi po głowie. Byłam ogromnie ciekawa tej historii... Raz, że bzy. Dwa, że autorka jak dotąd mnie nie zawiodła. Z cierpliwością czekałam na premierę, aż pod koniec sierpnia się za nią zabrałam.
Małgorzata Manelska - Urodziła się na
Mazurach, w Szczytnie. Jest absolwentką Uniwersytetu
Warszawskiego. Oligofrenopedagog, bibliotekarka, nauczycielka. Od
kilkunastu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną
intelektualnie.
Pasjonuje ją czytanie. W wolnych chwilach zajmuje się decoupage,
techniką handmade, polegającą na ozdabianiu różnych powierzchni za
pomocą serwetki lub papieru ryżowego. Kocha podróżować, poznawać nowe
miejsca i ludzi.
Małgorzata Manelska - Tam, gdzie bzy sięgają nieba
O czym szepczą mazurskie bzy?
Powieść inspirowana prawdziwą historią…
Rok 1944. Wiejska zabawa. Młody mężczyzna pragnie zdobyć uwagę pięknej Ruth Lange, jednak zamiast tego zostaje pobity przez chłopaków ze wsi. Panna tamuje krwawienie z nosa adoratora własną chusteczką. Kiedy Horst chce zwrócić dziewczynie jej własność, ofiarowuje jej także jedną z dwóch czterolistnych koniczynek, które znalazł na łące nad rzeką. Mają im przynieść szczęście…
Rok 2019. Po dziesięcioletnim pobycie w Anglii do kraju wraca 34-letnia Kalina z córeczką Leną. Kobieta szuka pracy, ale okazuje się, że niełatwo o nią w małym mazurskim miasteczku. Przypadkowe spotkanie z koleżanką ze szkoły owocuje dorywczym zatrudnieniem w charakterze korepetytorki zbuntowanej nastolatki. To dzięki niej Kalina odkrywa miejsce do złudzenia przypominające wymarłą wioskę.
Gdy w pobliskim pensjonacie pojawia się wiekowa letniczka, odwiedzająca okolice, które przez lata starała się wyprzeć z pamięci, tragiczna przeszłość wraca do bohaterów. Przypomina o dniu, w którym ich świat rozpadł się na tysiące kawałków, kiedy wieś w której spędzili swoje dzieciństwo i młodość, została bezlitośnie zmieciona z powierzchni ziemi. Te chwile boleśnie przypomina samotna wieża kościelna…
Dwie płaszczyzny czasowe, rodzinne tajemnice i rodzące się uczucie, które musi stawić czoła doświadczeniom dwojga zranionych ludzi.
Wszystko w otoczeniu dziko rosnących bzów, niemych świadków wydarzeń sprzed lat.
Jaki sekret skrywa stary pierścionek? Co wydarzyło się w mazurskiej wiosce? Dlaczego pozostała z niej tylko samotna wieża kościelna?
Patrząc na tę piękną grafikę, mam w głowie wiele różnych emocji oraz myśli... Jeszcze nie zaczęłam jej czytać, a już chciałam domyślić się, czego się spodziewać, jakich emocji, co tu się będzie działo... Jednak odetchnęłam głęboko i wyciszyłam się. U dołu widzimy piękne bzy, w centralnej części kobietę, obejmującą mężczyznę. Dziewczyna ma zamyślony, smutny wzrok, a o czym on świadczy? Dowiecie się czytając kolejne stronice tej powieści...
Nie posiada skrzydełek, więc nie ma dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. Stronice są kremowe, czcionka duża, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Przy każdym rozdziale są piękne, dodatkowe wstawki z czterolistną koniczynką, która ma tutaj ogromne znaczenie...Literówek brak.
Jest to moje drugie samodzielne podejście do autorki, bowiem miałam okazję przeczytać jej dwa opowiadania. Stwierdzam jednak, że w dłuższych tekstach wolę Małgosię - bardziej się wczuwam w to, co napisała. Mamy tutaj elementy historii. nasi bohaterowie są "wiekowi" więc chcąc nie chcąc, mamy wspomnienia z ich młodości, które są przeplatane z wydarzeniami w czasie teraźniejszym. Nie mamy jednego narratora, bowiem jest ich kilku, jednak to nie przeszkadza w lekturze - wręcz przeciwnie, dzięki temu możemy lepiej poznać myśli naszych postaci. Historia opisana w tej książce jest inspirowana prawdziwą historią, więc tym bardziej jakoś do mnie przemawiała. Odebrałam ją jednak jako powieść obyczajową z dodatkiem historii niźli odwrotnie. Można powiedzieć, że jak na mnie (o dziwo) było za mało tej historii, lecz wystarczająco, by przybliżyć nam losy Ruth i Horsta. Czytało mi się dość szybko, pomimo iż było tutaj zdecydowanie więcej opisów niż dialogów. Nie nużyło mnie to, lekko przepłynęłam przez tę powieść aż do samego końca bez jakichkolwiek przeszkód.
Postacie żeńskie strasznie mnie irytowały. Począwszy od Ruth, a kończąc na Kalinie. Ich zachowanie, wypisz wymaluj niemal identyczne, jakoś nie zyskały mojej sympatii. Mała Lenka również nie, jedynie Ola i pani Małgosia jakoś ratowały swoją płeć. Z kolei Horst czy Ksawery byli dla mnie z dwóch różnych światów, ale ich czyny, zachowanie bardziej szło mi zrozumieć i nie miałam jakiegoś z nimi problemu. Polubiłam ich od razu i cieszyłam się, że mogę z ich perspektywy co nieco się dowiedzieć, szczególnie z perspektywy Horsta.
Postacie są dość dobrze nakreślone, wzbudzają wiele różnych emocji - od irytacji po uśmiech na twarzy, taki szczery. Jednak to nie to jest czymś, co mnie wzruszyło.
Zakończenie/scena końcowa, gdy dochodzi do spotkania... Po prostu jakoś to tak mnie poruszyło do głębi, że gdybym się nie przyłapała na tym, płakałabym, pewnie jak bóbr. Jednak w miarę się otrząsnęłam i walczyłam ze łzami. I ta koniczynka... Ma tutaj ogromne znaczenie i również ona w pewien sposób klarowała moją ocenę przez całą powieść. Od przeszłości bohaterów aż do czasu, w jakim aktualnie żyją.
Jeśli taka historia wydarzyła się naprawdę, to gdybym była z nią związana w jakikolwiek sposób, na pewno przeżyłabym ją bardzo. Ogólnie jestem dość uczuciowa, więc nie powinno to nikogo dziwić.
Przez całą powieść nie odczuwałam jakichś wielkich emocji, które mogłabym tutaj opisać. Ale dla samej końcowej sceny warto przeczytać tę powieść. I nie zrażajcie się ilością stron, jest ich niecałe czterysta, ale dosłownie się przez nie płynie.
Sporo się tutaj dzieje, mimo opisów, o których wspominałam powyżej. Widzimy miejsce w przeszłości, czytamy o wojnie oraz o tym, jakie widoki powojenne został we wsi. Widzimy zachowanie postaci na krzywdę, jaką wyrządziła wojna, wojsko... Nigdy nie będzie to dla nikogo to dobrym wspomnieniem, a już w szczególności dla tych, którzy ją przeżyli i mają w głowie do dziś. Takich obrazów nie chciałoby się pamiętać. Dlatego też po części nasza Ruth wyrzuciła z głowy pewne wspomnienia na długie lata.
Jednak trzeba kiedyś się rozliczyć z przeszłością, prawda?
Reasumując uważam, że jest to historia, która na pewno nie jednego z Was zauroczy. Wzbudzi wiele emocji, jeśli lubicie tego typu literaturę. przystępne pióro autorki sprawi, że stronica za stronicą będą uciekać, a Wy jak oczarowani będziecie śledzić te wydarzenia. Powieść jest naprawdę dobra, a przez to moje wzruszenie na pewno będę ją długo wspominać i kto wie, może za parę lat do niej wrócę? Zasługuje na Waszą uwagę, naprawdę. Z całego serca polecam, choćby dla tego zakończenia i tego symbolu... Czterolistnej koniczyny...
Macie tę powieść w planach czytelniczych?
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Bardzo mnie ciekawi to poruszające zakończenie, a skoro fabuła inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami to jeszcze bardziej jestem ciekawa tej historii. Już opis brzmi intrygująco, a Twoja recenzja potwierdza, że to warta poznania powieść. ;)
OdpowiedzUsuńOd momentu zapowiedzi wiem, że przeczytam tę książkę, a dzięki Twojej recenzji, chcę zrobić to, jak najszybciej. 😊
OdpowiedzUsuń