Witajcie!
Przychodzę do Was dzisiaj z wyczekiwaną długo recenzją drugiego tomu patronatu medialnego, Marokańskiego słońca!Jest to naprawdę świetna powieść, pełna wzruszeń, a Francuskie noce... To coś, co trzyma poziom poprzedniego tomu i ponownie sprawia, że z czytelnika robi się kukła podatna na emocje przedstawione w powieści. Mieliście okazje poznać pióro autorki? Mam nadzieję, że tak! Jeśli nie, macie ogromne zaległości, które mam nadzieję, że nadrobicie! Ale przejdźmy do tego, co ważne, czyli do recenzji.
Adriana Rak - dwudziestopięciolatka, od roku mieszkająca w Gniewinie. Szczęśliwa żona męża Piotra, a od niedawna i matka, również Piotra. Od ponad trzech lat prowadzi bloga o książkach o nazwie Tajemnicze książki. Fanka polskiej muzyki. Premiera: 26.08.2019
Mówią również, że przed przeznaczeniem nie da się uciec, bo przekorny los już wcześniej przygotował odpowiedni scenariusz dla każdego... lecz czy na pewno? Czy w jednej chwili można zapomnieć o wszystkim i zacząć żyć na nowo, powracając do tego, co niegdyś przysporzyło nam ból?
Zawirowane losy Marysi i Bilala pokazują, że jest to możliwe, "bo cóż jest bez miłości? Pustka bez końca...
Zaczynając od okładki, muszę przyznać, że tym razem jest bardzo... ponętnie. Odcienie żółci, czerni, pomarańczy tutaj zdecydowanie przeważają. Widzimy kobietę i mężczyznę. Być może jest to nasza tytułowa bohaterka, Marysia. A kto może być mężczyzną? Dopowiedzcie sobie sami... :) Okładka przyciąga wzrok i bardzo mi się podoba. Już nie mogę się doczekać, jak będzie mi dane mieć ją w swoich zbiorach. Tym bardziej, że ta historia jest jedną z piękniejszych, które mocno zapisują się w naszej pamięci... Strony są kremowe, czcionka duża dzięki czemu czyta się szybko. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Jedyne co, to powieść nie ma skrzydełek. Ale na tę będę chuchać i dmuchać, by nie doznała żadnego uszkodzenia mechanicznego. :)
Co mogę powiedzieć o stylu, jakim posługuje się Adriana? Mimo to, że mamy stały kontakt ze sobą, to gdy zaczynam czytać cokolwiek, co wyszło z jej pióra - po prostu odpływam. Jej pióro jest lekkie, przyjemne, niemożliwie aż wciągające. Traci się kontakt z rzeczywistością i nic nie jest ważniejszego od bohaterów w tej książce. Nic nie jest ważniejsze od tego, co się dzieje... Jeśli mieliście okazję kiedykolwiek przeczytać Uwikłanych tom pierwszy lub drugi, czy też Marokańskie słońce - to wiecie, o co mi chodzi. Czytając, płynie się po kolejach losu naszych bohaterów. I to się nigdy nie nudzi. Czytałam tę lekturę kilka razy i w każdym przypadku czułam te emocje, które przenikały Marysię, Bilala jak i pozostałych. Mogę śmiało przyznać, że Adriana ma wyczute pióro i wie, w jaki sposób podejść Czytelnika, by wciągnąć go w swoje sidła i sprawić, by był pod wrażeniem i jej urokiem. Historie które napisała i które wciąż tworzy zawsze będą niewiarygodnie prawdziwe, przeładowane emocjami, które jesteśmy w stanie poczuć. Cieszę się, że mogę poczytać historię osób, które mogą mieć swoje podobieństwa w naszym codziennym życiu, a jeszcze bardziej lubię w nich to, że mogę poznać jeden z wielu różnych scenariuszy życia. Bo właśnie nasza autorka opisuje życie takim, jakie jest - nie koloryzując go ani trochę.
Marysia i Bilal. Ah... Chciałabym móc tyle Wam o nich opowiedzieć, tyle zdań ciśnie mi się na usta, w chwili, gdy piszę dla Was tę recenzję. Ale wiem, że nie mogę tego wyjawić, bo przecież minęło by się to z celem w ogóle czytania Francuskich nocy, więc postaram się cokolwiek o nich opowiedzieć, by zachęcić Was do sięgnięcia pod koniec sierpnia po te powieść.
Marysia to dziewczyna, której od początku szczerze współczułam. Jest mi znana z Marokańskiego słońca, której postać całkowicie mnie oczarowała. Prosta dziewczyna, wychowana, kulturalna i pragnąca jak każdy z nas - miłości i szczęśliwego, spokojnego życia. Ale jak to los, zawsze kopie nas po czterech literach co najmniej raz, więc nie miała kolorowego życia i można by pomyśleć, że po prostu ma pecha. Myślę, że bylibyście w stanie ją polubić, bo jest to naprawdę dobra postać, która nigdy nikomu nie wyrządziła krzywdy. A wręcz przeciwnie - niektórym uchyliła by nieba...
Bilal z kolei to dla mnie postać... egzotyczna. Jestem w stanie wyobrazić sobie minę Adriany, na słowo "egzotyczny". Nie moja wina, że pochodzi z innego kraju i częściowo jest mi obcy. Nie chodzi mi tu o to, że jest zły czy coś, tylko po prostu jego kultura, sposób bycia i życia - to wszystko jest inne. I sam fakt, że mówi w innym języku jest czymś dla mnie no po prostu innym, ale nie gorszym. Wręcz dobrym, przy takich ludziach człowiek szybciej uczy się języków obcych... Ale do rzeczy. Lubiłam go, ale gdybym była na miejscu kogoś mu bliskiego, to bym mu nakopała w cztery litery za myślenie i postępowanie w niektórych chwilach. Oczywiście jest to na plus, bo wzbudził we mnie istną mieszankę emocji, a tego zawsze wymagam od idealnych książek.
Jest wiele innych postaci, jak np. Aida, Witek, czy sama babcia Marysi. Jest też ktoś nowy, kto... może narobić bałaganu. Ale o tym przekonacie się czytając koleje losu Marysi i Bilala, którzy są naszymi narratorami.
Adriana nie lubi monotonii. Nie lubi, gdy nic się nie dzieje. Dlaczego tak uważam? Ponieważ w recenzowanej dziś lekturze pojawiają się nagłe zwroty akcji, które sprawiają, że wszystko wywraca się do góry nogami. I dzięki temu na pewno nie uśniecie nad lekturą, wręcz przeciwnie, będziecie chcieli jeszcze szybciej poznać to, co wydarzy się na następnej stronie czy w kolejnym rozdziale. Opisy i dialogi są wyważone, nic tu nie jest ani zbyteczne, ani niedopisane. Uważam, że z każdą kolejną historią autorki przepadam jeszcze bardziej. Dlatego aż nie chcę myśleć, co będzie w kolejnej historii, która czeka na premierę, a także tych, które się piszą i tych, które dopiero kiedyś zostaną napisane.
Warto wspomnieć o tym, że pisarka pokusiła się o odważniejsze sceny, które wywołały u mnie niemałe zdziwienie. Tak, to sceny zbliżeń naszej bohaterki, które nie są niesmaczne. Są napisane z wyczuciem, taktem, ale i delikatnością, która nie odstrasza i nie odrzuca. Wręcz się przyjemnie je czyta.
Na koniec niczym wisienka na torcie zostawiłam emocje, które towarzyszyły mi od pierwszej strony aż do ostatniej. Jeśli nie mieliście okazji przeczytać Marokańskiego słońca, to o nic się nie bójcie, bo kilka pierwszych stron dziś recenzowanej lektury wprowadza Was w zaistniałą sytuację (jest to tym samym kilka ostatnich stron Marokańskiego słońca). Jest ich mnóstwo (emocji) i każdą potrafiłam poczuć. Mimo tego, że nie czytałam tego raz, a przynajmniej trzy razy, plus fragmentami, to za każdym razem czułam. I to jest piękne. Czy można wymarzyć sobie lepszą lekturę? Nie! Bo ta ma wszystko, co mieć powinna.
Powoduje, że w naszej głowie w czasie czytania, ale i po skończonej lekturze nasuwają się pewne wnioski, pewne wartości, spostrzeżenia, które warto przeanalizować.
Reasumując uważam, że Ada spisała się na szóstkę z plusem z najnowszą historią. Jest to lektura pełna emocji, z dopracowanymi postaciami z krwi i kości i co ważne opisuje prawdziwe życie takim, jakie jest i to, co może spotkać również nas. Historia, która zostaje w głowie na dłużej, a szczególnie w mojej. Myślę, że i Wy możecie ją pokochać równie mocno, jak ja. :)
Chciałabym również mocno podziękować Tobie, Ado za to, że dzielisz się ze mną swoją twórczością i chcesz, abym patronowało twojemu kolejnemu, papierowemu dziecku. Dla mnie to wielka radość i duma. Dziękuję. 💖
Przekonałam Was do sięgnięcia po książkę? Czytaliście pozostałe lektury, które wyszły spod pióra Ady? A może macie w planie? Dajcie znać! :)
Adriana Rak - dwudziestopięciolatka, od roku mieszkająca w Gniewinie. Szczęśliwa żona męża Piotra, a od niedawna i matka, również Piotra. Od ponad trzech lat prowadzi bloga o książkach o nazwie Tajemnicze książki. Fanka polskiej muzyki. Premiera: 26.08.2019
Adriana Rak - Francuskie noce
Podobno miłość łaskawa jest. Podobno też i cierpliwa...Mówią również, że przed przeznaczeniem nie da się uciec, bo przekorny los już wcześniej przygotował odpowiedni scenariusz dla każdego... lecz czy na pewno? Czy w jednej chwili można zapomnieć o wszystkim i zacząć żyć na nowo, powracając do tego, co niegdyś przysporzyło nam ból?
Zawirowane losy Marysi i Bilala pokazują, że jest to możliwe, "bo cóż jest bez miłości? Pustka bez końca...
Zaczynając od okładki, muszę przyznać, że tym razem jest bardzo... ponętnie. Odcienie żółci, czerni, pomarańczy tutaj zdecydowanie przeważają. Widzimy kobietę i mężczyznę. Być może jest to nasza tytułowa bohaterka, Marysia. A kto może być mężczyzną? Dopowiedzcie sobie sami... :) Okładka przyciąga wzrok i bardzo mi się podoba. Już nie mogę się doczekać, jak będzie mi dane mieć ją w swoich zbiorach. Tym bardziej, że ta historia jest jedną z piękniejszych, które mocno zapisują się w naszej pamięci... Strony są kremowe, czcionka duża dzięki czemu czyta się szybko. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Jedyne co, to powieść nie ma skrzydełek. Ale na tę będę chuchać i dmuchać, by nie doznała żadnego uszkodzenia mechanicznego. :)
Co mogę powiedzieć o stylu, jakim posługuje się Adriana? Mimo to, że mamy stały kontakt ze sobą, to gdy zaczynam czytać cokolwiek, co wyszło z jej pióra - po prostu odpływam. Jej pióro jest lekkie, przyjemne, niemożliwie aż wciągające. Traci się kontakt z rzeczywistością i nic nie jest ważniejszego od bohaterów w tej książce. Nic nie jest ważniejsze od tego, co się dzieje... Jeśli mieliście okazję kiedykolwiek przeczytać Uwikłanych tom pierwszy lub drugi, czy też Marokańskie słońce - to wiecie, o co mi chodzi. Czytając, płynie się po kolejach losu naszych bohaterów. I to się nigdy nie nudzi. Czytałam tę lekturę kilka razy i w każdym przypadku czułam te emocje, które przenikały Marysię, Bilala jak i pozostałych. Mogę śmiało przyznać, że Adriana ma wyczute pióro i wie, w jaki sposób podejść Czytelnika, by wciągnąć go w swoje sidła i sprawić, by był pod wrażeniem i jej urokiem. Historie które napisała i które wciąż tworzy zawsze będą niewiarygodnie prawdziwe, przeładowane emocjami, które jesteśmy w stanie poczuć. Cieszę się, że mogę poczytać historię osób, które mogą mieć swoje podobieństwa w naszym codziennym życiu, a jeszcze bardziej lubię w nich to, że mogę poznać jeden z wielu różnych scenariuszy życia. Bo właśnie nasza autorka opisuje życie takim, jakie jest - nie koloryzując go ani trochę.
Marysia i Bilal. Ah... Chciałabym móc tyle Wam o nich opowiedzieć, tyle zdań ciśnie mi się na usta, w chwili, gdy piszę dla Was tę recenzję. Ale wiem, że nie mogę tego wyjawić, bo przecież minęło by się to z celem w ogóle czytania Francuskich nocy, więc postaram się cokolwiek o nich opowiedzieć, by zachęcić Was do sięgnięcia pod koniec sierpnia po te powieść.
Marysia to dziewczyna, której od początku szczerze współczułam. Jest mi znana z Marokańskiego słońca, której postać całkowicie mnie oczarowała. Prosta dziewczyna, wychowana, kulturalna i pragnąca jak każdy z nas - miłości i szczęśliwego, spokojnego życia. Ale jak to los, zawsze kopie nas po czterech literach co najmniej raz, więc nie miała kolorowego życia i można by pomyśleć, że po prostu ma pecha. Myślę, że bylibyście w stanie ją polubić, bo jest to naprawdę dobra postać, która nigdy nikomu nie wyrządziła krzywdy. A wręcz przeciwnie - niektórym uchyliła by nieba...
Bilal z kolei to dla mnie postać... egzotyczna. Jestem w stanie wyobrazić sobie minę Adriany, na słowo "egzotyczny". Nie moja wina, że pochodzi z innego kraju i częściowo jest mi obcy. Nie chodzi mi tu o to, że jest zły czy coś, tylko po prostu jego kultura, sposób bycia i życia - to wszystko jest inne. I sam fakt, że mówi w innym języku jest czymś dla mnie no po prostu innym, ale nie gorszym. Wręcz dobrym, przy takich ludziach człowiek szybciej uczy się języków obcych... Ale do rzeczy. Lubiłam go, ale gdybym była na miejscu kogoś mu bliskiego, to bym mu nakopała w cztery litery za myślenie i postępowanie w niektórych chwilach. Oczywiście jest to na plus, bo wzbudził we mnie istną mieszankę emocji, a tego zawsze wymagam od idealnych książek.
Jest wiele innych postaci, jak np. Aida, Witek, czy sama babcia Marysi. Jest też ktoś nowy, kto... może narobić bałaganu. Ale o tym przekonacie się czytając koleje losu Marysi i Bilala, którzy są naszymi narratorami.
Adriana nie lubi monotonii. Nie lubi, gdy nic się nie dzieje. Dlaczego tak uważam? Ponieważ w recenzowanej dziś lekturze pojawiają się nagłe zwroty akcji, które sprawiają, że wszystko wywraca się do góry nogami. I dzięki temu na pewno nie uśniecie nad lekturą, wręcz przeciwnie, będziecie chcieli jeszcze szybciej poznać to, co wydarzy się na następnej stronie czy w kolejnym rozdziale. Opisy i dialogi są wyważone, nic tu nie jest ani zbyteczne, ani niedopisane. Uważam, że z każdą kolejną historią autorki przepadam jeszcze bardziej. Dlatego aż nie chcę myśleć, co będzie w kolejnej historii, która czeka na premierę, a także tych, które się piszą i tych, które dopiero kiedyś zostaną napisane.
Warto wspomnieć o tym, że pisarka pokusiła się o odważniejsze sceny, które wywołały u mnie niemałe zdziwienie. Tak, to sceny zbliżeń naszej bohaterki, które nie są niesmaczne. Są napisane z wyczuciem, taktem, ale i delikatnością, która nie odstrasza i nie odrzuca. Wręcz się przyjemnie je czyta.
Wartości również możemy w tej książce wyhaczyć. Jest to bardzo prosty wniosek, którego nie trzeba zbytnio tłumaczyć. Jest to historia o miłości, historia, która mogłaby się przydarzyć niejednemu z nas. I z pewnością ktoś przeżył wydarzenia takie jak Marysia, Bilal, czy ktokolwiek inny. Iza to cenię Adę ogromnie, że nie ubarwia ani postaci, ani tych właśnie opisywanych wydarzeń. Pokazuje nam, jak kobiety mogą być traktowane w dwudziestym pierwszym wieku. Pokazuje nam, jakie życie czasami jest do D, gdy ciągle podkłada nam kłody pod nogi. Ale pokazuje nam też momenty radości, szczęścia, które też się zdarzają. To nie tak, że jest to mega dobijająca książka bez szczęśliwych chwil. To prawdziwa historia i dlatego warto ją docenić.[...] Nasza historia pokazuje, że czasem naprawdę miłość to za mało. Za mało, aby być razem i dzielić ze sobą życie. [...]
Na koniec niczym wisienka na torcie zostawiłam emocje, które towarzyszyły mi od pierwszej strony aż do ostatniej. Jeśli nie mieliście okazji przeczytać Marokańskiego słońca, to o nic się nie bójcie, bo kilka pierwszych stron dziś recenzowanej lektury wprowadza Was w zaistniałą sytuację (jest to tym samym kilka ostatnich stron Marokańskiego słońca). Jest ich mnóstwo (emocji) i każdą potrafiłam poczuć. Mimo tego, że nie czytałam tego raz, a przynajmniej trzy razy, plus fragmentami, to za każdym razem czułam. I to jest piękne. Czy można wymarzyć sobie lepszą lekturę? Nie! Bo ta ma wszystko, co mieć powinna.
Powoduje, że w naszej głowie w czasie czytania, ale i po skończonej lekturze nasuwają się pewne wnioski, pewne wartości, spostrzeżenia, które warto przeanalizować.
Reasumując uważam, że Ada spisała się na szóstkę z plusem z najnowszą historią. Jest to lektura pełna emocji, z dopracowanymi postaciami z krwi i kości i co ważne opisuje prawdziwe życie takim, jakie jest i to, co może spotkać również nas. Historia, która zostaje w głowie na dłużej, a szczególnie w mojej. Myślę, że i Wy możecie ją pokochać równie mocno, jak ja. :)
Chciałabym również mocno podziękować Tobie, Ado za to, że dzielisz się ze mną swoją twórczością i chcesz, abym patronowało twojemu kolejnemu, papierowemu dziecku. Dla mnie to wielka radość i duma. Dziękuję. 💖
Przekonałam Was do sięgnięcia po książkę? Czytaliście pozostałe lektury, które wyszły spod pióra Ady? A może macie w planie? Dajcie znać! :)
Za możliwość przeczytania tej pięknej historii dziękuję Autorce oraz wydawnictwu WasPos
Fot.Fotonika
Gratuluję patronatu. Bardzo mnie zaciekawiłas ta książka to więc z chęcią ja przeczytam 😀
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😀
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
Mam nadzieję, że ci się spodoba. :)
UsuńPierwsza część bardzo mi się podobała, więc tę również na pewno przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuńTa jest mega. :)
Usuń