piątek, 16 listopada 2018

FENOMENALNY debiut Rhiannon Navin - Kolor samotności

Witajcie Moje Moliki! 
Chciałabym dzisiaj spróbować opisać Wam moje wrażenia po książce, którą przeczytałam jednym tchem. Którą połknęłam w bardzo szybkim czasie i która wypaliła mi wielką dziurę w sercu. Jak wiecie debiuty traktuje poważnie. Jedną są mniej, a drugie bardziej udane, dopracowane. Trudno jest wymagać od autora cudów na kiju, gdy dopiero wkracza w świat prozy. Jednak gdy tafia się na lektury takie, jak Kolor samotności - wtedy wszystko inne przestaje się liczyć i nie ważne, czy autorka napisała dopiero swoją pierwszą ksiązkę, czy siedemdziesiątą. 
Z góry przepraszam, jeśli moje dzisiejsze słowa skierowane do Was będą jednym wielkim chaosem. Pisze recenzję na świeżo i wiele mam słów w głowie, ale nie wiem, czy będę stanie je przekazać. Bo czuję się jak liść podatny na wiatr... 

Rhiannon Navin - wychowała się w Bremie, w rodzinie zakochanych w książkach kobiet.Obecnie mieszka pod Nowym Jorkiem z mężem, trójką dzieci, dwoma psami i kotem. „Kolor samotności” jest jej debiutem literackim.

Rhiannon Navin - Kolor samotności 
Tego dnia sześcioletni Zach powinien był zostać w domu. Do jego szkoły wpadł uzbrojony napastnik i zabił dziewiętnaście osób, w tym Andy’ego, starszego brata Zacha. Dręczony przez koszmary chłopiec nie może liczyć na wsparcie najbliższych. Pogrążeni w żałobie i skupieni na własnym cierpieniu rodzice na ogół zbywają go niecierpliwym: ”nie teraz”. Osamotniony Zach odnajduje sposób na wyjście z traumy. Ucieka w świat wyobraźni - czyta i maluje, co pomaga mu zrozumieć i uporządkować własne uczucia. Odnajduje też sposób, jak pomóc najbliższym i sprawić, by przestali się zasklepiać w cierpieniu. On po prostu chce, by znów było jak kiedyś.  

Zaczynając od okładki muszę przyznać, że zwróciła ona moją uwagę jako pierwsza. Gdy zobaczyłam to czarno zielone tło oraz chłopca, postanowiłam, że muszę szybko przeczytać opis książki. Wtedy już wiedziałam, że ta lektura po prostu musi być przeze mnie przeczytana. I nie liczyło się dla mnie to, czy to jest debiut, czy enta powieść autorki. Po prostu musiałam ją przeczytać ponieważ poczułam, że może mi się spodobać. 
Niestety nie posiada skrzydełek, a co za tym idzie nie ma dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. A szkoda, żeby tak cudowna powieść mogła się na przykład zagiąć w torebce czy plecaku... Czcionka jest duża, dzięki czemu czyta się szybko i dobrze. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Literówek nie znalazłam, ale gdzieś tam wkradł się błąd i jest gdzieś w tekście jedno podkreślenie. A tak, to jest niemal bezbłędna. 
Jak dla mnie ta książka to cudo, naprawdę. 

Rhiannon Navin zadebiutowała dzisiaj recenzowaną powieścią. Przyznam się szczerze, że ja podczas czytanie przepadłam i debiut ten jest kolejnym moim odkryciem w życiu. Pisarka dowodzi, że pierwsza, napisana przez siebie powieść potrafi oczarować czytelnika i jednocześnie zawiera wszystko, co powinna idealna lektura zawierać. 
Jej pióro jest lekkie, przystępne, przyjemne. Podczas czytania nie napotykamy jakichkolwiek barier, blokad. A wręcz przeciwnie. Pochłaniamy każdą kolejną stronę z jeszcze większą dawką ciekawości i z bijącym szybko sercem wahamy się, czy chcemy poznać dalszy ciąg losów małego bohatera, czy też nie. 
Jestem pod szczerym podziwem, bo to, co autorka ze mną zrobiła jest niemożliwe. Zaczynając kolejną książkę przed oczami mam tę okładkę. Przed snem myślałam tylko o tym, co wydarzyło się w Kolorze samotności. Całą głowę przepełnioną mam tą książką i nie wiem, kiedy ona z mojej głowy uleci. Jedno jest pewne - nieprędko. 
Myślę, że śmiało mogę Wam polecić tę pozycję, ponieważ jest warta uwagi. Już sam styl, jakim się posługuje autorka jest łatwy w odbiorze i wciągający do cna. Nie będziecie żałować, jeśli po nią sięgniecie. Gwarantuje Wam to. ;) 

"- NIE! - powiedziałem bardzo głośno. To był prawie krzyk. Sam byłem zdziwiony i mama też, bo szybko odwróciła się i spojrzała na mnie. - Chcę, żebyśmy wypróbowali pierwszy sekret. Ty, ja i tato. Musimy spróbować, żeby znowu poczuć się lepiej. Możemy zrobić to na podwórzu. Musimy zwracać uwagę na wszystkie drobne rzeczy, a wtedy poczujemy się szczęśliwi."

Nasz Mały, Wielki bohater, Zach. Chłopiec niezwykle inteligentny jak na swój wiek. Wybaczcie mi, ale ten chłopiec jest dla mnie chwilowo jak młodszy brat. Po prostu był tak rewelacyjnym dzieciakiem, jakich doprawdy mało. Nawet starsi ludzie nie myślą czasem tak, jak właśnie on. Mały chłopiec, który zmierzył się z tragedią, która rujnowała jego życie rodzinne stanowczo, krok po kroku. Nie zazdroszczę takiej sytuacji i tego, co czuł on ja nie potrafię poczuć w stu procentach, a nawet nie chcę. Nie chcę wyobrazić sobie tego ogromnego bólu, w którym pogrąża się cała rodzina... 
Polubiłam Zacha od pierwszej strony i myślę, że i Wy polubicie. Jest to bohater jak na swój wiek naprawdę zbyt inteligentny, rozumie wiele sytuacji... Chociaż niekiedy postępuje jak dziecko, bo przecież nim jest. Pewne zachowania, jakie zostały przedstawione w tej powieści pokazują, że mimo tego co by się nie działo, dziecko i tak pozostaje dzieckiem... 
Reasumując uważam, że Pani Navin wykreowała rewelacyjne postacie i dzięki nim książka jest dopracowana pod każdym szczegółem i ma wszystko to, co dobra, idealna powieść powinna zawierać. 

Otóż mamy tutaj uczucia. One grały pierwsze skrzypce w tym wszystkim. Niejednokrotnie i mnie przepełniał strach i bezbrzeżny smutek. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak wiele odczuć autorka przekazała je czytelnikom przez kilka nieskomplikowanych bohaterów i sytuacje. Nie każdy to potrafi, a jeśli już znajdujemy emocje w debiucie - to może oznaczać tylko jedno. Że książka jest jak najbardziej warta uwagi i poświęcenia jej swojego czasu. 
Moje serce biło jak oszalałe. Szalało również z rozpaczy i niemocy. Nie raz chciałam potrząsnąć rodzicami Zacha, wnet palnąć ich w łeb czymkolwiek twardym, żeby zeszli na ziemie i zauważyli, że mają syna Zacha, który potrzebuje ich uwagi. Ugh, to nie jest lekka powieść. Przez te emocje wydaje się momentami niezwykle trudna i smutna. Ale jest tym samym przepiękna. 

Wartości jakie chce nam przekazać pisarka wciąż są na topie. Tematy jakich się podejmuje z reguły są zbywane milczeniem lub kompletnie omijane. Ale takie mamy społeczeństwo w XXI wieku. Nie teraz, później, jutro, nie nudź, nie słucham cię - i tak dalej. A kiedyś? Nie było komputerów, nie było telefonów i Internetu. Rodzina była ważna i czas dla dzieci był zawsze. Wtedy tragedie jak śmierć dziecka zdarzały się częściej, a mimo to ludzie żyli dalej i umieli poświęcać czas pozostałym dzieciom. Nie izolowali się, nie uciekali, nie mówili odejdź, później, nie teraz, nie knuli spisków. Doceniali chwile, małe rzeczy jakie mają teraz, a jutro mogą ich nie mieć. 

"Jack i Annie uświadamiają sobie, że czwarty sekret szczęścia polega na tym, żeby zaopiekować się kimś, kto cię potrzebuje. A Jack uważa, że może działa to też na odwrót, i myśli, że czasami można uszczęśliwiać innych, pozwalając im zaopiekować się sobą."

Kolejna sprawa, to poruszona przez chłopca w bajkach sekrety szczęścia. Cztery, niezmiennie ważne, o których każdy z nas pamiętać powinien. O jednym z nich pisałam dosłownie kilka  linijek wyżej. Po resztę musicie sięgnąć do książki, jednak gwarantuje Wam, że nie pożałujecie. Do ust ciśnie mi się tyle pięknych słów, jakie chciałabym o tej książce napisać, ale jest ich zbyt wiele i cześć mi umyka. Mam nadzieję jednak, że mimo mojego masła maślanego w postaci tej recenzji skusicie się i zechcecie poznać to, co przytrafiło się temu chłopcu. 

Akcja i fabuła mają sens. Możliwe, że czytając nie raz się wzruszysz - mnie nie wiele brakowało by siedzieć i płakać. To wszystko było tak piękne, smutne i chwilami przerażające, że chciałam też płakać i wyć. Wyć z niezrozumienia dla naszego głównego bohatera. 
Po prostu cierpiałam razem z nim. 
Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć Wam na temat tej książki. Bo to, że jest godna waszego czasu, to już wiecie. To, że jest powieścią rewelacyjną i jak na debiut wypadła wyśmienicie - to też wiecie... Aż wstyd mi za to, że po prostu brakło mi słów. :( 

Reasumując po stokroć polecam Wam tę książkę. Jest pozbawiona jakichkolwiek wad. Po prostu... musicie poznać tę książkę. Każdy z osobna. Bo zawsze będzie ponadczasowa, co by się nie działo. 
POLECAM. 

A czy Ty się skusisz? Może już jesteś po lekturze? Piszcie śmiało co myślicie o książce i czy macie ją w planach. Jestem tego bardzo ciekawa, Buziaki! 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu  

10 komentarzy:

  1. Na okładkę nie zwróciłabym uwagi. Ale, dzięki Twojej recenzji wiem, że książka trafia na moją listę do przeczytania. Cieszę się, że wzbudziła tyle emocji. Tego mi trzeba.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. To książka, którą bardzo chcę przeczytać. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja pierwszy raz słyszę o tej książce, ale widzę że naprawdę warta jest uwagi. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czasem warto sięgnąć po debiut, można się pozytywnie zdziwić. Zapamiętam tę książkę, okładka jest dosyć charakterystyczna, więc zapadnie mi w pamięć. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie książka warta przeczytania. Okładka ma faktycznie coś w sobie ze przyciąga :)
    Zapraszam do siebie:
    http://zaczytana-ola.blogspot.com/2019/03/nowe-jutro.html

    OdpowiedzUsuń

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)