Dzień dobry,
Przychodzę do Was z recenzją ostatniego, niestety, tomu z serii The Arrowood Brothers. Tak szybko czas z braćmi mi przeleciał, że aż przykro pisać, że to koniec... Nie mogłam się doczekać aż ją przeczytam i w końcu mogę podzielić się z Wami wrażeniami.
Corinne Michaels - autorka bestsellerowej serii z list New York Timesa, USA Today oraz Will Street Journal. Jest uczuciową, błyskotliwą, sarkastyczną, uwielbiającą dobrą zabawę mamą dwójki dzieci. Jej babcie od strony matki i ojca były bibliotekarkami, co tylko spotęgowało jej zamiłowanie do czytania. Po wielu latach pisania opowiadań, nie mogła zignorować potrzeby ukończenia swojej debiutanckiej powieści zatytułowanej "Beloved". Mężczyźni w jej książkach są życiowymi rozbitkami, tak pięknymi, że skradną ci serce.
Corinne Michaels - Zostań dla mnie #4
„Hollywood nauczył mnie wszystkiego, co wiem o związkach,
prócz tego, jak w nich trwać. Jako aktor stałem się mistrzem udawania.
Udawania, że koszmarne dzieciństwo nie miało na mnie wpływu. Udawania, że
wszystko w porządku. Udawania, że wiem, jak ocalić siebie, dziewczynę, cały ten
przeklęty świat.
Zawsze jednak znałem prawdę – nie jestem niczyim bohaterem.
Do czasu, kiedy muszę wrócić do Sugarloaf na sześć miesięcy, a Brenna Allen
daje mi szansę udowodnienia, że mogę zostać jej bohaterem. Ona jest wszystkim,
czego pragnąłem, a czego nie mogę mieć. Jej złamane serce, piękna twarz i
cudowne dzieci wywracają mój świat do góry nogami. Zamiast przygotowywać się do
następnej głównej roli, zaczynam reżyserować sztukę teatralną w miejscowym
gimnazjum.
Wszystko dla samotnej matki z małego miasteczka.
Byle tylko zobaczyć jej uśmiech.
Im dłużej tu jestem, tym bardziej chcę zostać. Dla niej. Zacząć życie od nowa w
miejscu, do którego nigdy nie chciałem wracać.
Kiedy jednak wszystko się komplikuje, muszę zdecydować, czy dla kobiety, którą
kocham, lepiej będzie, jeśli zostanę czy wyjadę?”
Okładka przedstawia mężczyznę, który patrzy na nas ciekawym wzrokiem. Na pewno wielu kobietkom może się on podobać. Cała seria pasuje do siebie okładkami, różni się kolorami przewodnimi. Tutaj jest róż i biel. Standardowo satynowa w dotyku i z wytłuszczonymi napisami. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkowe zabezpieczenie przed uszkodzeniem mechanicznym. Na jednym z nich przeczytamy kilka słów o autorce, a na drugim zobaczycie trzy pozostałe okładki z tej serii. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla naszych oczu. Literówek brak, a odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Pojawiają się również strzałki, tak jak w poprzednich lekturach z tej serii. Narratorami są Brenna oraz Jacob.
Znów spotkałam się z piórem autorki. Jakoś czas w wakacyjnych miesiącach nie sprzyjał mi do czytania, jednak udało mi się ją zacząć i skończyć. Zresztą, nie mogłam nie skończyć jej w miarę szybko, gdyż jest tak interesującą historią, zasługuje na Waszą uwagę. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Autorka ma tak dopracowany warsztat, że przepadamy już po kilku pierwszych stronach. Jestem BARDZO zadowolona, bo właśnie takiej historii pragnęłam. Niezobowiązującej, z prostą fabułą, z EMOCJAMI. Naprawdę ciężko jest czymś czytelnika zaskoczyć, jeśli chodzi o fabułę, bo jest tyle premier w ciągu roku, że każdy temat tak naprawdę jest oklepany... Jednak tutaj mimo prostoty, jestem wdzięczna za czas spędzony z tą powieścią, bo dostałam sporo emocji.
Emocji, które nie są łatwe. Mamy stratę, i uwierzcie mi, nie chciałabym poczuć tego, co Brenna. Ja bym się chyba załamała, chociaż... Są też inne spostrzeżenia, bo gdy poznałam jak to tak naprawdę było... Zmienia to nieco postać rzeczy, ale nie chcę spoilerować, więc zbyt dużo Wam nie napiszę. Widzimy jak relacja między rozbitą dziewczyną, a facetem, który dotychczas miał jasny i prosty cel życia... Ta relacja naprawdę buduje się przyjemnie, może ciutkę szybko, ale przecież takie jest życie, ZASKAKUJĄCE. Każdy ma prawo do uczuć szybkich, gwałtownych, na długo... Nie mamy na to wpływu, no chyba, że mylimy uczucia diametralnie i budujemy je na kiepskiej podstawie, to później ma prawo się posypać. Czytając "Zostać dla mnie" dryfowałam na fali i czułam każdą nierówność, czułam ten ból, żal, smutek, niezrozumienie, ale i chęć powrotu do życia. I wcale się nie dziwie, każdy chce po jakimś tam czasie w końcu wrócić, zacząć żyć teraźniejszością, a nie przeszłością...
Brenna wzbudziła we mnie nie litość, a po prostu sympatię. Wydała mi się naprawdę fajną osobą, pokiereszowaną przez życie i to porządnie. Niemniej jednak nie patrząc na jej przeszłość, samo jej zachowanie, charakter podszedł mi do gustu i stąd ta moja przyjaźń w stronę jej osoby. Kibicowałam jej przez całą powieść, żeby jakoś to życie się ułożyło... Z kolei Jacob chwilami mnie irytował. Z drugiej zaś strony wydawał się czysty jak zła i to też mnie denerwowało. Chciałam, żeby gdzieś popełnił jakiś błąd, żeby pojawiła się jakaś trudna przeszłość oprócz tego, co wydarzyło się w Sugarloaf lata temu... Uważam, że bohaterowie zostali nieźle wykreowani i wzbudzają zaufanie, sympatię. Każdy z nich jest inny i tutaj mamy okazję poczytać co nieco o pozostałych braciach. Może nie jakoś super dużo, ale jednak zawsze to coś. Szczególnie spodobała mi się scena wspólnego ogniska. Poczułam się tak, jakbym i ja tam z nimi była... Super przeżycie, jeśli będziecie ją czytać lub jesteście po lekturze to zapewne wiecie o co mi chodzi.
Akcja ma swoje tempo, które nie jest zbyt szybkie, ani za wolne. Wszystko dzieje się w odpowiednim tempie, a pod koniec to miałam prawie zawał. To, co się wydarzyło sprawiło, że niemal stanęło mi serce. Nie spodziewałam się tego, ale trzymałam kciuki z całych sił, żeby to jakoś wyszło na prostą.
Nie mamy tutaj przewagi opisów nad dialogami, wszystko jest wyważone.
Podoba mi się, że pisarka zawsze chwyta się tematu trudnego, niezwykle emocjonalnego, z którym nasz bohater musi sobie poradzić. To jest ludzkie. To mogłoby spotkać i nas, dlatego lubię czytać takie życiowe historie, które mają prawo mieć miejsce w naszej codzienności.
Reasumując uważam, że jest to przyjemna historia, poruszająca problemy XXI wieku. Świetne zakończenie serii, a mi aż smutno, że się kończy. Dobra odskocznia od trudniejszych, cięższych powieści. Myślę, że odnajdą się w tej lekturze fanatycy powieści obyczajowych, kobiecych, romansów. Może i jest nieco słodkawa, ale mi to tutaj nie przeszkadzało. Autorka nadrabia swoim warsztatem, czaruje tak, że nie sposób ją odłożyć i nie czytać. Nie da się tak. Jestem zadowolona i czekam z niecierpliwością na kolejne serie.
Mieliście okazję poznać braci Arrowood? Jakie wywarli na Was wrażenie?
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Znam inną serię tej autorki i choć pomysły miewa dobre, język woła o pomstę do nieba. Dlatego chyba sobie odpuszczę kolejne spotkania z tą panią.
OdpowiedzUsuń