czwartek, 22 lutego 2018

Kerry Drewery - Dzień 7

Dzień dobry! 
Przygotowałam dla Was dziś recenzję książki, na którą czekałam od zeszłego roku. Nie mogłam się doczekać widząc, jak autorka - Kerry Drewery wrzuca coraz to nowsze informacje na temat tomu drugiego i trzeciego na swój fp, a my w Polsce musimy czekać tyle czasu, by poznać dalsze losy Marthy. No i oczywiście musiała nam autorka zrobić psikusa, byśmy znów, z wielka niecierpliwością czekali na tom trzeci. 
Lubicie, jak autorzy tak się nami bawią? Z jednej strony to fajnie, bo zachęcają nas do domysłów, a później jak nas potrafią zaskoczyć to my jesteśmy usatysfakcjonowani. Pani Drewery umie zakończyć książkę tak, że serce niemal zamiera i znów bije w szaleńczo szybkim tempie. Brawo. Teraz my musimy czekać na tom, trzeci, którego premiera być może nastąpi jeszcze w 2018? Mam nadzieję. 

Kerry Drewery - mieszka w hrabstwie Lincolnshire w Wielkiej Brytanii. Jest autorką dwóch innych powieści, które niestety nie ukazały się w Polsce, ich tytuły to: "A Brighter Fear" i "A Dream of Lights". Kiedy nie pisze, jeździ na rowerze, pływa i uwielbia sernik. 

Kerry Drewery - Dzień 7 #2 
Martha Honeydew wydostała się wprawdzie z przerażającej Celi 7, ale skorumpowany wymiar sprawiedliwości wciąż śledzi każdy jej krok. A Isaac, jedyny zaufany przyjaciel dziewczyny, przebywa w tym samym siedmiodniowym więzieniu, w którym do niedawna siedziała ona. Przedtem on uratował ją, teraz ona powinna zrobić to samo dla niego. Skoro jednak Marthę nieustannie ktoś ma na celowniku, jej szanse na uratowanie przyjaciela wydają się nikłe. Dziewczyna zaczyna się zastanawiać, czy uwolnienie się od nadzoru władz jest w ogóle możliwe.
Czy Martha i Isaac znów kiedyś będą razem? Czy doczekają się życia w lepszym świecie?

Okładka tej książki jest rewelacyjna! Zresztą jak cała ona! Tym razem postawiono na kolor zielony oraz czarny. Już widzę jak pięknie wygląda w mojej biblioteczce wraz z Celą 7. Znów mamy oko, zielone oko, a w środku niego drzewo. Czy będzie miało jakiekolwiek znaczenie w tej książce? Zobaczycie sami jak zapoznacie się z treścią recenzowanej lektury. Jej premiera miała miejsce dzień po walentynkach, 15 lutego. Więc z pewnością natkniecie się na nią w księgarni. :)
Nie posiada skrzydełek, co mnie zasmuca, bo nie ma dodatkowej ochrony przed urazami mechanicznymi. Nawet jak gdzieś o coś zahaczymy to potrafi się okładka załamać, a to jest największy ból dla kogoś, kto ceni sobie książki.
Niestety, ale w tekście pojawiło się kilka literówek, co było dla mnie delikatnym zaskoczeniem ponieważ w moich rękach był egzemplarz finalny, a nie recenzencki... Ale nie było ich zbyt wiele, dwie, może trzy literówki, które w tekście przynajmniej ja zauważyłam.
Forma jest urozmaicona ponieważ raz jest historia opowiadana przez jednego bohatera, a w następnym rozdziale mamy np. program telewizyjny Dzwoń po sprawiedliwość czy Sprawiedliwością jest śmierć. Takie urozmaicenie jest jak najbardziej wskazane, bo my wczuwamy się jeszcze bardziej w klimat lektury.
Czcionka jest duża, dzięki czemu czyta się względnie szybko. Odstępy i marginesy zostały zachowane.

Przechodząc powolutku do samej autorki, Pani Kerry... No spodziewałam się tak rewelacyjnej powieści, naprawdę! Wiedziałam, że jak tylko zacznę drugi tom jej trylogii to przepadnę i tak było! Autorka w nie wiem jaki sposób, ale zaczarowała mnie od pierwszych stron i nie pozwoliła oderwać mi się na dłużej niż godzina od lektury, ponieważ mnie do niej przyciągało ponownie. To było uczucie, które rzadko mi się zdarza podczas czytania lektury. Więc kolejny plus leci w stronę autorki. W dodatku jej plastyczne pióro, które jak wspominałam zaczaruje totalnie czytelnika, nie pozwala na myślenie, tylko każe nam obserwować kolejne losy Marthy i Isaaca. Niesamowite uczucie, emocje sięgają wręcz zenitu. Podczas lektury byłam tak podekscytowana, bo autorka zaskoczyła mnie niejednokrotnie, zainteresowała do tego stopnia, że ciężko było mi się oderwać, a za sprawą plastycznych opisów czytało mi się nadzwyczaj lekko, przyjemnie i szybko. Za szybko, ponieważ niecałe pięćset stron pochłonęłam w ciągu jednego dnia. A miałam sobie dawkować, to sobie po dawkowałam.
Dlatego z ogromną przyjemnością mogę Wam polecić pióro autorki bo jestem pewna, że Was wciągnie do reszty, tak jak i mnie. :)

"Nauczyłem się, że odwaga to nie brak strachu, lecz jego pokonanie. Odważny człowiek to nie taki, który się nie boi, lecz taki, który przezwycięża strach."

Martha to główna bohaterka poprzedniego tomu. Pamiętam, że zachwyciła mnie jej postawa podczas lektury pierwszego tomu i do tej pory jestem nią zachwycona. Nie jest to zwyczajna dziewczyna jakiej można by było się spodziewać. To osoba niezwykle odważna, co zresztą wykazuje w trakcie czytania recenzowanej książki. Nie raz pokazuje nam, że warto walczyć o swoje i że się to opłaca mimo, iż nie jest lekko. Jestem z niej ogromnie dumna i muszę to napisać - bardzo za nią tęskniłam.
Co do Isaaca, było mi go żal. Ogromnie. Wydawało mi się, ze gorzej znosił wizytę w celach niż to było w przypadku Marthy. Niemniej jednak jest to kolejny bohater, który nie wstydzi się swojego charakteru, ma swoje zdanie i jest szczery. Nie jest płaski, papierowy czy nijaki. Mogłabym napisać, że taką osobę można spotkać w naszym życiu, ale trzeba by było się nieźle naszukać. Każdego dnia, kiedy przebywał w celi życzyłam mu, by wyniki głosowania była za "niewinny". Jednak to, co przyszykowała dla nas autorka totalnie mnie zaskoczyło.
Mamy również tutaj spory udział Eve, która wcześniej była doradcą Marthy. Teraz, stała się dla niej niemal jak druga matka, której już nie miała. Jednak nie wszystko było takie proste jak zdawać się mogło. Eve ma sporo kłopotów nawet i choćby ze względu na dziewczynę, która wydostała się z celi śmierci.
Nie zdradzę Wam nic więcej, ale przyznać muszę, że pisarka poszalała z tymi naszymi bohaterami. W pewnej chwili niemal się popłakałam, bo nie mogłam znieść straty jednego z postaci, ale... pogodziłam się z tym.
Sięgając po Dzień 7 nie spodziewajcie się szczęścia, czy happy endu. To jeszcze nie koniec.Jednak spodziewać się możecie genialnie wykreowanych postaci, którzy zostaną w waszych głowach z pewnością na długi czas.

Akcja pędzi na łeb na szyję i nie daje nam odpocząć. Wraz z bohaterami biegniemy ile sił w nogach by zdążyć na czas, by uciec. Tempo jest naprawdę szybkie, więc przygotujcie się na wyścig z czasem o śmierć lub życie. Nadal oryginalna fabuła mnie zachwyciła. Sam pomysł jest naprawdę świetny, a kontynuacja... powtarza się część rzeczy z pierwszego tomu, ale to przecież logiczne, bo drugi bohater trafia w to samo miejsce. Jestem przekonana, że autorka trzyma w rękawie największego asa, którym nas powali na ziemię, w trzecim tomie. Tutaj było tyle niespodziewanych zwrotów akcji, tyle wydarzeń, których byśmy się nie spodziewali, że spodziewać się można dosłownie wszystkiego.
Emocje są odczuwalne i to bardzo. Czytając o losach Marthy, Isaaca i pozostałych bohaterów do naszego serca trafia preludium emocji, od tych złych, po dobre. Nie zdradzę Wam jednak dokładnie co i jak, by nie zdradzić się z jakimś wątkiem z powieści.
Chciałabym po prostu Wam powiedzieć, że to niezwykle wciągająca i pełna napięcia historia, który trzyma w poddenerwowaniu od pierwszej do ostatniej strony. Oczywiście autorka zostawia nas znowu w momencie, po którym możemy spodziewać się wszystkiego, a zarazem niczego. Możemy snuć miliony domysłów, ale nie mamy pewności jak to wszystko się skończy. Uwierzcie mi, że ciekawość jest tutaj ogromne.
Tak jak piszę, zakończenie wbija w fotel i pozostawia na naszej twarzy wyraz ogromnego zdziwienia.

"Czasem życie przypomina domek z kart, prawda? 
Wystarczy przypadkiem trącić jedną, a całość się wali. Teraz wszystko, co pozostało, balansuje chwiejnie na mojej głowie."

Reasumując jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co dostałam. Świetni bohaterowie, pędząca akcja, oryginalny pomysł na fabułę, lekkie i przyjemne, a zarazem wciągające pióro autorki nie pozostawia wiele do myślenia. Koniecznie musicie się skusić na kontynuację Celi 7, a jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z tomem pierwszym, nalegam to zmienić i sprawdzić, czy mówię prawdę. :P
Jestem przekonana, że autorka wciągnie Was do swojego świata jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Jest to książka, która na pewno zostanie długo w mej pamięci.
Mogłabym ją nadal wychwalać i wychwalać, ale już sporo się o niej rozpisałam... Mam nadzieję, że sięgniecie, bo polecam ogromnie mocno!

Zdecydowanie polecam Wam tę powieść i gwarantuję Wam, że będziecie zadowoleni, naprawdę!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu 
http://www.mlodybook.com.pl/

18 komentarzy:

  1. Nie czytałam jeszcze pierwszej części serii, ale czuję, że muszę to jak najszybciej nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię oryginalną formę :) zwrócę uwagę na tę książkę. Faktycznie, okładka bardzo na tak.


    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu, ale już od dawna mnie kusi. Kiedyś w końcu sięgnę po tą serię, jak tylko czas pozwoli :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka wydaję się być świetna, co prawda wiem ,że też składa się z różnych tomów, no ale może kiedyś po nią sięgnę.

    Zapraszam do siebie: http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/02/piekne-samobojczynie-lynn-weingarten.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że muszę nadrobić zaległości!
    Pozdrawiam,
    Subiektywne Recenzje

    OdpowiedzUsuń
  6. Zarówno "Cela 7" jak i "Dzień 7" kuszą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. jak dla mnie świetna książka!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Okładka cudna <3 Ale raczej jednak nie zapoznam się z tomem pierwszym, nie po drodze mi jakoś :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu, ale jakoś nie ciągnie mnie do tej serii. Chociaż może kiedyś...

    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)