Stwierdziłam, że cóż mi zależy obejrzeć produkcję - bo przecież książkę już przeczytałam. Nie zachwyciła mnie jednak na tyle, by lały się łzy. W sumie to dzięki Justynie, mojej ulubionej blogerce, musiałam poniekąd poznać treść powieści Johna Green, za co z jednej strony jej dziękuję. Na fp bloga udzieliliście odpowiedzi, że mogłabym zacząć od tego filmu. Więc zaczynamy.;)
Reżyseria: Josh Boone
Scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber,
Gatunek: Dramat, Romans
Produkcja: USA
Premiera: 16 maja 2014(ŚWIAT) 6 czerwca 2014 (POLSKA)
Hazel - siedemnastolatka chora na raka tarczycy idzie na spotkanie osób z podobnymi schorzeniami. Nowotworami innych partii ciała. Spotyka tam pewnego razu Augustusa, który różni się od reszty. Jednak chłopak będąc na spotkaniu musi na coś chorować. Czy choroby przeszkodzą w spełnianiu marzeń młodych ludzi?
Jak wspomniałam, to dzięki Justynie zagłębiłam się w powieści, a następnie skusiłam na obejrzenie produkcji. Akurat ostatnie dni ferii, które kończyły mi się ostatniego stycznia. Obejrzałam film z bratem, a jego podsumowanie na całość "Ten film jest bardzo smutny". Bo owszem taki jest. Różni się i to bardzo od książki. Czym zasłużył sobie dla mnie reżyser na pochwały, bo to nie pierwsza tak dobrze zekranizowana historia. ;)
Młodzi ludzie - mówi się, że całe życie przed nimi. Jednak oni borykają się z chorobami, które w każdej chwili mogą odebrać im życie. Co do Hazel, którą odgrywała Shailene Woodley - nie mam nic. Kompletnie. Idealnie sprawdziła się w swojej roli. Nie powiem, momentami musiałam zagryzać mocno szczęki, by.. się nie popłakać. Jej realistyczne podejście do życia, sformułowania i myślenie pokazało, że warto żyć. Nawet z chorobą. Że chorzy też mają marzenia, które chcą spełnić. Co do Augustusa też nic nie miałam. Ansel Elgort spisał się doskonale jak jego partnerka. Wczuli się i pokazali uczucia na ekranie. Mowa o łzach, jak które zobaczyłam, to sama się prawie popłakałam, resztkami sił powstrzymałam łzy, by nie wyglądać jak jakieś widmo tym bardziej, że po skończeniu musiałam wyjść. Jednak najbardziej moje serduszko porwał Isaac - Nat Wolff. Zagrał tak genialnie, zauroczył mnie wręcz swoją osobą. Jego napaść złości, oraz późniejsza zemsta.. - były piękne. I jeżeli ktoś wspomni o tej produkcji, Isaac pojawi się pierwszy przed moimi oczami. ;)
Wiele wzruszających scen, które nie są na siłę wprowadzane. Nikt nie jest zmuszany do popłakania się, jakie to ich życie jest beznadziejne, bo umrą. Nie. Oni pokazali, że warto spełniać marzenia i korzystać z życia, które się ma, anie marnować ich bezmyślnie. To mi się podobało. Każdy uśmiech na twarzy bohaterów. Znaczył tak wiele, że nie sposób jest to napisać.
Występuje też wątek fikcyjnego pisarza, którego bym potraktowała jak Hazel. No jak można być tak bezczelnym? A aktora grającego skądś kojarzę, nie wiem czasem, czy nie z Jasia Fasoli na wakacjach. No pewnie, że tak. I z Grand Budapest Hotel. Oh, nie cierpię tego aktora! Okropnie. Zawsze gra takie paskudne role, uhh. Jednak miłość i marzenia wygrywają mimo wszystko.!
Co do charakteryzacji, gry świateł, kostiumów - wszystko dopracowane idealnie. Nie mam zastrzeżeń. Moimi końcowymi wnioskami, są:
- film zdecydowanie lepszy od książki pomimo iż w powieści czytamy o uczuciach, tutaj wolałam je oglądać,
- idealna gra bohaterów sprawiła, że polubiłam ich od samiuśkiego początku,
- czasem warto obejrzeć produkcję po powieści - może Nam się w końcu spodobać.
Ja się prawie popłakałam, więc nie ma szans, by i Was nie wzruszył. ;)
Serdecznie zachęcam Was do obejrzenia Gwiazd naszych wina, a tutaj zapraszam na książkową recenzję. [GNW]
Czytała książkę, filmu nie oglądałam a to dlatego, że na pewno by mnie rozczarował i już książka tak by mi się nie podobała :)
OdpowiedzUsuńAha, no rozumiem.. Jednak ja i tak Cię zachęcam! :)
UsuńCzytałam książkę i oglądałam film, ale ani razu nie płakałam :)
OdpowiedzUsuńJakby nie patrząc ja też nie chciałam pozwolić łzom płynąć. ;)
UsuńUwielbiamy i film i książkę :)
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszamy do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Super, bardzo mnie to cieszy ;)
UsuńLubię dobre kino, nawet o takiej tematyce, ktora od razu zakłada pewne ramy - młodzieżowo-emocjonalne. Ot, chociażby ostatnio całkiem przypadl mi do gustu Earl i ja i umierająca dziewczyna. Ale mimo starań, tego bym chyba nie przełknął :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, szkoda, że jednak nie dla Ciebie chociaż nie wiadomo, może warto zaryzykować Simon? O, a ja rozejrzę się za filmem, o którym wspominasz. ;)
UsuńNie przepadam za oglądaniem ekranizacji po przeczytaniu książki... Ale wiesz co? Tym razem mnie przekonałaś i jak nie lubię oglądać filmów sama, tak chyba w ten weekend to zrobię i dam się wzruszyć "Gwiazd naszych wina". ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Ojej, nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy! <3
UsuńMam w planach od dawna obejrzenie tego filmu. Książkę czytałam i bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńNo to dla mnie książka idealna nie była, no ale. Nie każdemu podoba się to co mnie. ;)
UsuńMnie bardziej wzruszyła książka, jednak nie zaprzeczam, że została naprawdę świetnie zekranizowana. Chociaż trochę żałuję, że niektóre sceny nie pojawiły się w filmie. ;)
OdpowiedzUsuńNo tak.. Ale takie są filmy ;/
UsuńFilm jest dobry, ale jednak to książka ma w sobie ten klimat, którego nie ma w filmie. Gdy koleżanka poleciła mi książkę, myslałam że będzie jak wszystkie młodziezowe.. a się przeliczyłam.. Odnalazłam w niej coś tak magicznego, że aż miałam ochotę czytać dalej, i dalej i dalej..
OdpowiedzUsuńFilm jest ok. Ale to nigdy nie bedzie do samo :D
Pozdrawiam!
To ja myślę całkiem odwrotnie . ;)
UsuńNie oglądałam filmu ani nie czytałam książki. W ogóle nie znam prozy Greena, jakoś nie było okazji poznać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
houseofreaders.blogspot.com
Ale może czas poznać? :D
UsuńOglądałam ekranizację tej książki (czytać tę powieść też czytałam) i nie przypadła mi do gustu. Książka też wypadła średnio. Może to dlatego, że nasłuchałam się pozytywnych opinii i oczekiwałam od niej zbyt wiele? Możliwe...
OdpowiedzUsuńhttp://bluszczowe-recenzje.blogspot.com/
Ja też tak miałam z książką. ;)
UsuńKsiążkę uwielbiam, film również, ponieważ oglądałam go dwa razy.
OdpowiedzUsuńCoś genialnego :)
O! Ja niewątpliwie też go kiedyś jeszcze obejrzę ;)
UsuńCzytałam i oglądałam, niestety jak dla mnie nie było "efektu wow".
OdpowiedzUsuńOh, szkoda.;/
UsuńFilm oglądałam i mi bardzo się podobał, poruszył mnie. Jednak nie czytałam wcześniej książki więc nie miałam takiego porównania. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAh, rozumiem. Może kiedyś Ci się uda przeczytać. ;)
UsuńTwoja opinia mnie zacheciła:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy ;]
UsuńStrasznie mnie denerwowało, że film okazał się ciut inny od książki. Jednak film również lubię i wracam czasem do niego.
OdpowiedzUsuńTaak Izaak był świetny, te jajka pobiły wszystko ;D
Fajnie, że przynajmniej film bardziej ci się spodobał <3
Buziaki
http://coraciemnosci.blogspot.com/
Tak, film - genialny <3
UsuńJajka - ooo tak ! :D Miło wspominam Isaaca ;)