Nicholas Sparks - współczesny pisarz amerykański wydawany w milionowych nakładach i ponad 30 językach. Serca czytelników podbił swoim debiutem - Pamiętnik z 1997r. Po twórczość Sparksa chętnie sięgają producenci filmowi.
Dla Ciebie wszystko - The Best of Me
Scenariusz: J. Mills Goodloe, Will Fetters
Gatunek: Melodramat
Produkcja: USA
Premiera: 17 października 2014 Polska i Świat
Historia o Amandzie i Dawsonie, zakochanych w sobie po uszy. Jednakże nie jest im dane być razem. Los jednak szykuje dla nich drugą szansę. Czy zrezygnują z tego co posiadają, by być znowu razem?
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to to, że są różnice między książką, a filmem. Tak wiem, to jest oczywiste, że film nie jest w stanie ująć wszystkiego, co jest napisane w książce. Jednak brakowało mi niektórych fragmentów.
Cała ekipa, która tworzyła ten film, jednak spisała się na medal. Może nie było jak wspominałam powyżej tak jak w książce, ale potrafiła mnie urzec. Nawet chciało mi się płakać! Ale się nie rozpłakałam. Dałam radę.
Historia nieco pogmatwana, miłość, która jet niespełniona, pełna bólu, braku, tęsknoty. Okropnej tęsknoty, która wypalała obojga pomimo iż żadne z początku się do tego nie przyznało.
Spodobały mi się cofnięcia w czasie. Akcja normalnie się toczy, a zaraz po tym wspomnienie z przeszłości. Strasznie mnie to zachwyciło, szkoda, że nie można tak robić w życiu realnym, po prostu cofnąć się do czasu kiedy było się szczęśliwym. Zapewne wielu by tak chciało.
Pierwsza para Liana Liberato i Luke Bracey. Chciałabym się chwilę nad nimi "porozwodzić" jak to się mówi.
Liana jako Amanda świetnie zagrała swoją rolę. Wczuła się w swoją rolę i jestem przekonana, że dała z siebie 200%.
Jednak młody Dawson - Luke Bracey.. jakoś mi nie pasował do tego. Również perfekcyjnie odegrał swoją rolę, no, ale jakoś mi się nie spodobał.
Przeciwnie jest z parą starszą Amandy i Dawsona. Michelle Monaghan jakoś nie przypadła mi do gustu. Po prostu nie. Ale za to James Marsden.. Idealny aktor, idealnie wcielił się w swoją rolę.
Chociaż teraz, jak tak sobie myślę.. To jednak Michelle i James pasowali do siebie i idealnie odegrali swoje role. :)
Szkoda mi tylko końca powieści i filmu.. Ale taki już jest Pan Sparks, lubi zaskakiwać.
Muzyka była dobrze dobrana, zarówno jak i oświetlenie było dopasowane do danej sceny, nie zauważyłam jakichś niedociągnięć.
Co do strojów.. Też były na miejscu, nie wyskakiwały poza epokę, pasowały do każdego z osobna, do ich statusów majątkowych. I właśnie dzięki strojom można było się połapać, kto jest bogaty, czy nieco biedniejszy.
Chciałabym zwrócić uwagę jeszcze na jednego bohatera, który odegrał kluczową rolę. W książce jakoś mną nie wstrząsnął, ale w filmie.. Zasłużył na to, by napisać tu o nim kilka słów. Jest to Tuck - realnie Gerald McRaney. Pełnił rolę pewnego.. cóż, osoby, która godzi innych ludzi. W ekranizacji wzbudził mój podziw swoim zachowaniem szczególnie w stronę Dawsona. Mało już jest takich ludzi, jak właśnie ten Tuck.
Reasumując, polecam najpierw przebrnąć przez powieść, a potem obejrzeć film. Chyba, że nie jesteście wielbicielami książek, to w takim razie film będzie odpowiedniejszy. Kierowany dla wszystkich, opowiada jak wspominałam o miłości, która nie mogła istnieć. O bólu, rozstaniach, ciężkich decyzjach.. O utracie najbliższych. Polecam każdemu! :)
No właśnie, ja najpierw planuję przeczytać książkę, a potem obejrzeć film. Staram się w takiej kolejności zgłębiać takie dzieła.
OdpowiedzUsuńI to jest lepsze. Z doświadczenia, gdy obejrzałam najpierw pierwszą część Zmierzchu kilka lat temu, później nie mogłam przeczytać książki i nie zrobiłam tego. Tutaj ciężko jest przejść przez początek powieści, a potem już z górki. Akurat oglądałam 3 ekranizacje, oczywiście najpierw czytając, Serdecznie polecam, bo warto. :)
Usuń