Witajcie!
Przychodzę dzisiaj do Was z recenzją książki, ostatniego tomu serii Kroniki krwi, po długich latach przerwy! Recenzja, a prędzej opinia pierwszego tomu pojawiła się początkiem lutego 2015 roku! Osiem lat! Ale to zleciało... w 2016 roku z kolei czytałam piąty tom, więc też dosyć dawno. :) Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile trudu musiałam sobie zadać, ile czasu poświęcić na szukanie całej serii do zakupu! Jak już się pojawiała, to za... pięćset złotych. Bez przesady... Aż w końcu dopadłam ją za dwieście pięćdziesiąt i nawet się nie zastanawiałam tym bardziej, że naprawdę lubiłam tę serię i zawsze chciałam mieć ją na swojej półce. Wznowienia nie było, więc tym trudniejsze było zdobycie wszystkich sześciu części.
Gdy miłość łącząca Sydney i Adriana przestała być tajemnicą, ich życie nie stało się ani trochę łatwiejsze. Choć na królewskim dworze morojów znaleźli schronienie przed gniewem alchemików, muszą się mierzyć również z niechęcią miejscowych tradycjonalistów, dla których związek człowieka i wampira jest nie do pomyślenia. Jednak układanie wspólnego życia to ostatnia rzecz, na jakiej się mogą skupić. Jill została porwana. By ją ocalić, Sydney porzuca bezpieczną kryjówkę i rusza tropem dawnego śmiertelnego wroga. Tymczasem Adrian usiłuje rozwikłać tajemnicę, która prawdopodobnie zawiera klucz do zagadki magii ducha. Jej rozwiązanie może wstrząsnąć całym światem morojów.
Okładka ostatniej części pasuje do całej serii. Tym razem tytuł "rubinowy" określa kolor okładki w większości. Widzimy na niej parę z pozostałych okładek, tak "znajome" twarze, po takim czasie... Aż mnie wzruszenie chwyciło za gardło, jak sobie przypomniałam, jak przeżywałam te historie...
Nie posiada skrzydełek, więc nie ma dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. Kremowe stronice, czcionka wystarczająca dla oka, literówek brak. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Podzielona została na rozdziały, niezbyt długie, ale też nie krótkie. Naszymi narratorami są Sydney i Adrian.
Po takim czasie powróciłam do tej serii i naprawdę czułam się wzruszona. Pomijając fakt, że z reguły unikam fantastyki, bo jakoś tak nie czuję przyciągania do tego gatunku, to zapragnęłam pokończyć serie, które kiedyś zaczęłam czytać. Ale chyba na nową fantastykę się nie odważę, ani tym bardziej na Harrego, bo nie czuję tego aż tak. Niemniej jednak po latach spotkanie z autorką przebiegło niezwykle lekko i przyjemnie, bez jakichkolwiek blokad. Miałam trochę amnezję jeśli chodzi o wydarzenia i bohaterów, ale nie było ze mną tak źle jak się obawiałam. :D Chociaż tak sobie myślę, że może kiedyś sięgnę po Pamiętniki wampirów? Polecacie?
Miło było powrócić do Sydney i Adriana, ale czy tak bardzo byłam nimi zachwycona? Po czasie stwierdzam, że aż tak, to niestety nie. Chyba dlatego, że jestem dorosłym człowiekiem, inaczej patrzę na pewne rzeczy i jestem już od nich starsza. Ich zachowanie momentami mnie irytowało strasznie, spodziewałam się, że będą nieco bardziej rozważni? Oni zachowywali się wciąż jak dzieci i to było irytujące... Niemniej jednak momentami mieli przebłyski dorosłości, więc trzymałam za nich mocno kciuki, by jednak poszli po rozum do głowy i nie kłócili się z powodu tak błahych spraw.
Nie czułam emocji, jakie panowały między postaciami. Jednak z perspektywy czasu widziałam ich problemy bardziej, wyobrażałam je sobie w rzeczywistym czasie - pomijając wątki paranormalne - to co po niektórzy mogliby się odnaleźć w naszej codzienności, bo ich problemy nie odbiegały od naszych. Bardzo podobał mi się wątek poszukiwania Jill, za którą tak tęsknią. Jednak nie ona jedna jest tutaj poszukiwana, autorka porywa się na kilka wątków, które ostatecznie mają wpływ na całość i później zmieniają fabułę.
Nie można odmówić jej dynamiczności, a to ze względu na akcję, która cały czas jest, momentami ciężko nadążyć za bohaterami. Szybciej robią niż myślą. ;)
Reasumując uważam, że nie był to jakiś zwariowany tom, pełen zaskakujących chwil, które sprawiłyby, że czułabym wszystko nazbyt dokładnie. Określam ją jako dobrą opowieść, która jest niezłym zakończeniem serii. Nie powala na kolana, ale nie jest też zła. Nie ma emocji - szkoda - znaczy ja ich nie czułam, ale też bardzo dawno czytałam pozostałe części i może przez wzgląd na ten wiek odebrałam ją tak, a nie inaczej. Ciesze się, że mogę powiedzieć, że mam tę serię za sobą i że wszystkie sześć części gości na mojej półce.
Często przełamujecie się i czytacie gatunki, po które niezbyt często sięgacie?
Też nie zawsze czytam fantasy, ale czasami mnie porywa, więc myślę, że i ta seria by mi się podobała.
OdpowiedzUsuń