Dzień dobry,
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że mój dzisiejszy wpis nie ma na celu obrażać ani oskarżać o niżej opisane zachowanie kogokolwiek. Pomysł ten przyszedł mi na myśl podczas sobotniego prasowania odzieży. Mam nadzieję, a nawet liczę na to, że Wy udzielicie się pod postem i wyrazicie swoje stanowisko w komentarzach. Odnośnie tematu - nie raz i nie dwa spotykałam się z takim zachowaniem jak będzie opisane niżej, czy też znam je z opowiadań. Dlatego nie tworzę czegoś z kosmosu - a z życia.
Czy każdy chory, niepełnosprawny różni się czymś od człowieka zdrowego? Według mnie jedynie tym, że cierpi na jakąś przypadłość, lub jest częściowo niepełnosprawny i np.załóżmy nie jest w stanie się poruszać. Czyli głównie strefa fizyczności człowieka. Jeśli jednak ktoś jest zdrowy psychicznie niczym nie różni się od zdrowego człowieka...
Niejednokrotnie spotykałam się z chamstwem ze zdrowymi ludźmi. Nie urodziłam się dziś, ani wczoraj, by móc nie wiedzieć, jak perfidnymi oszustami i zakłamanymi okazują się ludzie. Niezależnie od wieku czy płci. Zawsze znajdą się tacy, którzy mają nieszczere intencje.
Jednym z wielu sposobów wyłudzania czegokolwiek jest to na LITOŚĆ. Oh, wiesz. Jestem taka/i chora/y, że nie stać mnie zakup tego czy tamtego. (Ja obracam się w książkach, więc wezmę je za przykład) A należy mi się, jestem jak każdy inny (!), a że chcę przeczytać tę książkę, to może mi ją kupisz? Mi jest ciężko. Nie wychodzę z domu/łóżka/szpitala.
....
No i dobra, wszystko byłoby w porządku, gdyby była to załóżmy jedna książka. Ale za przeproszeniem nikt nie sra pieniędzmi, by kupować ich nieskończenie wiele.
Drugi przykład, to podstępne podejście do "koleżanki" czy kogoś w bliższych relacjach.
Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę. Widziałam, że ty też ją czytałaś, prawda? W sumie to mogłabyś mi wysłać, bo wiesz co w niej jest, a ja nie mam jak jej kupić, nie ruszam się z danego miejsca, sama wiesz i nie mogę wyjść do księgarni i kupić. (Wcale nie ma księgarni internetowych)
O, to też czytałaś. Mogłabyś mi wysłać? Bardzo chciałabym przeczytać.
Opisać, jak kości mi w dłoni strzelają, to chyba mało. Naprawdę? Ludzie nie dość, że mają jakąś nieuleczalną chorobę, czy też są w pewnym stopniu niepełnosprawni tak się zachowują? Oczywiście wiem, że nie wszyscy, ale są takie wyjątki, co jest dla mnie potężnym szokiem. Wykorzystują swoje wady po to, by wyłudzić coś od drugiego człowieka. Po prostu... brak mi słów.
Ze swojej strony znam osobę, która choruje nie od dziś na raka piersi. I wiecie co? Jeszcze nie zauważyłam, żeby kogokolwiek o cokolwiek prosiła. Może jedynie o trzymanie kciuków czy modlitwę. O nim materialnego. Nie pisała kupcie mi książki, bo leże w szpitalu i tak bardzo się nudzę. A obserwuję tę kobietę bardzo dokładnie, wiem, jak często ląduje w szpitalu, ale gdy w nim nie jest widzę, jak cieszy się życiem. Jak sama stara się pomagać innym chorym kobietom z tą samą przypadłością, co trapi ją. W dodatku opiekuje się najmłodszą córką, wyszywa i Bóg jeden raczy wiedzieć, jak i gdzie się udziela. Żyje jak każdy normalny człowiek i nie wykorzystuje swojej choroby jako bilet przetargowy do czegokolwiek...
A co Wy uważacie na temat zachowań, które zdarzają się w naszym świecie? Może spotkaliście się z tego rodzaju "wykorzystywaniem"? Piszcie śmiało, tylko proszę bez konkretów - nie chcę, by ktoś czuł się obrażony czy coś w tym stylu. Czekam na Wasze zdanie w tym temacie - moje już poznaliście.
Jednym z wielu sposobów wyłudzania czegokolwiek jest to na LITOŚĆ. Oh, wiesz. Jestem taka/i chora/y, że nie stać mnie zakup tego czy tamtego. (Ja obracam się w książkach, więc wezmę je za przykład) A należy mi się, jestem jak każdy inny (!), a że chcę przeczytać tę książkę, to może mi ją kupisz? Mi jest ciężko. Nie wychodzę z domu/łóżka/szpitala.
....
No i dobra, wszystko byłoby w porządku, gdyby była to załóżmy jedna książka. Ale za przeproszeniem nikt nie sra pieniędzmi, by kupować ich nieskończenie wiele.
Drugi przykład, to podstępne podejście do "koleżanki" czy kogoś w bliższych relacjach.
Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę. Widziałam, że ty też ją czytałaś, prawda? W sumie to mogłabyś mi wysłać, bo wiesz co w niej jest, a ja nie mam jak jej kupić, nie ruszam się z danego miejsca, sama wiesz i nie mogę wyjść do księgarni i kupić. (Wcale nie ma księgarni internetowych)
O, to też czytałaś. Mogłabyś mi wysłać? Bardzo chciałabym przeczytać.
Opisać, jak kości mi w dłoni strzelają, to chyba mało. Naprawdę? Ludzie nie dość, że mają jakąś nieuleczalną chorobę, czy też są w pewnym stopniu niepełnosprawni tak się zachowują? Oczywiście wiem, że nie wszyscy, ale są takie wyjątki, co jest dla mnie potężnym szokiem. Wykorzystują swoje wady po to, by wyłudzić coś od drugiego człowieka. Po prostu... brak mi słów.
Ze swojej strony znam osobę, która choruje nie od dziś na raka piersi. I wiecie co? Jeszcze nie zauważyłam, żeby kogokolwiek o cokolwiek prosiła. Może jedynie o trzymanie kciuków czy modlitwę. O nim materialnego. Nie pisała kupcie mi książki, bo leże w szpitalu i tak bardzo się nudzę. A obserwuję tę kobietę bardzo dokładnie, wiem, jak często ląduje w szpitalu, ale gdy w nim nie jest widzę, jak cieszy się życiem. Jak sama stara się pomagać innym chorym kobietom z tą samą przypadłością, co trapi ją. W dodatku opiekuje się najmłodszą córką, wyszywa i Bóg jeden raczy wiedzieć, jak i gdzie się udziela. Żyje jak każdy normalny człowiek i nie wykorzystuje swojej choroby jako bilet przetargowy do czegokolwiek...
A co Wy uważacie na temat zachowań, które zdarzają się w naszym świecie? Może spotkaliście się z tego rodzaju "wykorzystywaniem"? Piszcie śmiało, tylko proszę bez konkretów - nie chcę, by ktoś czuł się obrażony czy coś w tym stylu. Czekam na Wasze zdanie w tym temacie - moje już poznaliście.
Z podejściem "kup mi" nie spotkałam się, ale mam piękny przykład z uczelni. Na roku miałam koleżankę, która nie chodziła na zajęcia tłumacząc się chorobą. Początkowo jej współczuliśmy, ale szybko okazało się, że może i jest chora, ale nie tak poważnie jak mówi. To nie tak, że cały czas jest w szpitalu czy coś w tym stylu - tu ktoś ją spotkał, tu ktoś wyłapał, że plącze się w zeznaniach, okazało się, że inna koleżanka jest chora na to samo i jakoś nie pasowały jej opowieści... I my to szybko zauważyliśmy, wykładowcy nie. Niesamowicie wkurzało nas to, że na tej swojej chorobie zaliczała kolejne egzaminy, kolejny raz nie musiała odrabiać nieobecności na ćwiczeniach. Żeby chociaż rzeczywiście przyniosła jakiś wypis ze szpitala czy zwolnienie lekarskie, ale nie, wszystko na rzewnej opowieści, jak to jest źle. Od czasu do czasu jednak musiała się trochę pouczyć, ale że do czytania lektur i tekstów do nich się nie zniżała, na zajęcia nie chodziła, to musiała od kogoś wyżebrać notatki. Porządne notatki ze wszystkich zajęć i opracowań miałam ja i jeszcze jedna koleżanka, również chora. I tu się zaczęło "daj mi notatki, jestem chora, nie mogę chodzić na zajęcia, nie mam tyle czasu co ty". Biorąc pod uwagę fakt, że studiowałam w tym czasie na dwóch kierunkach i pracowałam, mój dzień pracy miał naście godzin, a po nim zamiast jak normalny człowiek spać, czytałam na kolejny dzień, to argument o czasie był mocno chybiony, a mnie po prostu szlag trafił i powiedziałam, co myślę. Więcej się do mnie nie odezwała.
OdpowiedzUsuńJa naprawdę rozumiem, że pomoc może być potrzebna. Że ktoś sobie nie radzi, że potrzebuje wsparcia w jakiś sposób. W porządku, można pomóc, ale nie do przesady. Wszyscy mamy swoje problemy, wcale nie jest tak, że jak ktoś nie choruje przewlekle, to może wszystko i wszystko mu się układa i dlatego musi pomagać i robić coś dla innych. Nie musi, może, wtedy gdy jest w stanie, i gdy faktycznie ta pomoc jest potrzebna.
Tacy ludzie są okropni i szkoda mi, że musiałaś to przeżywać na własnej skórze. To zawsze jest niesprawiedliwe i ci, którzy powinni widzieć prawdę, nigdy jej nie widzą. ;/
OdpowiedzUsuń