Witajcie,
przychodzę do Was dzisiaj z recenzją przedpremierową wznowienia książki, która już kilka lat temu miała swoją premierę. Jednak teraz jest nowe wydanie, nowe wydawnictwo, a że nadarzyła się okazja współpracy to skorzystałam, bowiem cenie sobie pióro autorki. PREMIERA: 15.01.2025
Magdalena Witkiewicz - mieszka w Gdańsku z rodziną i czterema kotami i właśnie tam tworzy historie pełne nadziei i ciepła. Bestsellerowa polska pisarka, nazywana specjalistką od szczęśliwych zakończeń. Ma dar dotykania tematów bliskich każdemu z nas. Film "Uwierz w Mikołaja" który okazał się ogromnym sukcesem, jest spełnieniem marzeń pisarki o ekranizacji jej powieści.
Magdalena Witkiewicz - Jeszcze się kiedyś spotkamy
Istnieją historie, które zapadają w nasze serca na zawsze.
W swoim życiu spotykamy ludzi, których nie jesteśmy w stanie
zapomnieć...
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina… Ile
razy zadawali sobie pytania, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie wybuchła
wojna? Mieli wielkie plany i marzenia, doświadczali pierwszych miłości i
prawdziwych przyjaźni. Nikt nie zwracał uwagi na żydowskie, niemieckie czy
polskie nazwisko – byli po prostu przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko...
Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przechodzi kryzys
w małżeństwie. Odkrywa wówczas historię swojej babci i jej przyjaciół. Ta
historia odmieni jej życie i pozwoli wiele zrozumieć.
To poruszająca opowieść o miłości zagarniętej przez wojnę,
życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które mają na nas większy wpływ,
niż nam się wydaje.
Bo to, kim jesteśmy, nie zależy wyłącznie od genów i
wychowania, ale również od doświadczeń przodków. Od sekretów, które krążą w
naszych rodzinach od pokoleń.
Okładka książki jak i całe wydanie jest cudowne!!! Na środku widzimy kobietę odwróconą do nas bokiem. W lewym górnym rogu widzimy typowe czarno białe zdjęcie, za czasów wojny - tak mi się kojarzy. W dotyku jest matowa z wytłuszczeniami i przepięknymi niezapominajkami, które szczerze uwielbiam. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka słów o autorce, a na drugim fragment z powieści. Ma przepiękne, barwione brzegi i jest w mojej biblioteczce pierwszą taką. Oczywiście wzór to niezapominajki, które grają tutaj kluczową rolę... Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka, literówek brak, raz zdarzyło się w tekście pomieszanie imion, ale nie przeszkadza to w lekturze. Strony są tak pięknie ozdobione niezapominajkami lub filiżankami. Tak pięknie ozdabia tę powieść... Lepiej nie można jej było zaprojektować.
Już trochę czasu minęło od mojego spotkania z autorką. Już od momentu pierwszej premiery tej książki, chciałam ją przeczytać, ale nie było okazji. Gdy tylko do mnie dotarła, skończyłam czytaną wtedy książkę i zabrałam się za nią. Trochę się obawiałam, bo sporo bohaterów tutaj jest, wiecie, że się pogubie... Nic bardziej mylnego. Czyta się szybko, lekko, jednak nie przyjemnie. Przyjemnie jest tylko chwilami, przeważnie jest smutno... Blokad nie ma. Autorka ma tak doświadczone pióro, że wie, jak napisać powieść by zainteresować czytelnika. Ja od pierwszych stron po prostu przepadłam. Nie jestem wielką fanką powieści historycznych, ale tam, gdzie przeplata się to z obyczajem, już prędzej do mnie przemawia. Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości jak i teraźniejszości bohaterów. Czułam się tak, jakbym była tuż obok! Nie mogłam chwilami się oderwać, czytałam do późna... Liczy niewiele ponad pięćset stron, a to czyni z niej grubaska. A pochłonęłam ją w rekordowo szybkim tempie. Tak, kosztem snu, ale jednak. Zdecydowanie już teraz polecam.
Mamy wielu bohaterów, nie chcę się o nich zbytnio rozpisywać, bo się zdenerwujecie i nie przeczytacie całej recenzji. Jest Justyna jako główna bohaterka teraźniejszości. Czasami jej nie rozumiałam, a z drugiej zaś strony... Kiedyś miałam, a raczej trwałam w internetowym związku. Na odległość. Z tym, że nigdy w realnym życiu nie widziałam się z tą osobą. Teraz nawet nie mam pewności, że istniała, ale wtedy... Nikt nie mógł mi przemówić do głowy, człowiek był głupi i zakochany, z różowymi okularami na oczach. Wiem, jak to jest czekać, być wiernym i pełnym emocji... Do czasu. Aż w końcu zbrzydło. Bo ileż można czekać? Każdy z nas zasługuje na obecność drugiego człowieka, a zamykając się w skorupie czekania więdniemy niczym nie podlewany kwiat... Nie była to moja ulubiona bohaterka.
Serce skradli mi bohaterowie z przeszłości, którzy żyli w czasie wybuchu wojny. To oni: Adela, Janek, Rachela, Franciszek i Joachim oraz Klara podbili moje serce. To za nimi tęsknię, pisząc tę recenzję. To na ich myśl, boli mnie serce, bo to, co przeżyli jest nie do opisania.
Uważam, że każdy z nich jest inny, ale bardzo realny i na spokojnie moglibyśmy spotkać takich ludzi na ulicy. Autorka świetnie wykreowała te postacie, nic im nie brakuje.
Tematyka jest dosyć trudna. Wojna, czasy obecne. Pisarka świetnie pokazała nam, jak wyglądały wojenne relacje, wydarzenia, jaki był tamten świat... Niewiele się różnił, a jednak jakbyśmy spojrzeli mając dwa czasy na jednym ekranie, byłaby znaczna różnica...
A przede wszystkim, jeśli chodzi o ludzi. To, że czynią zło nikogo nie dziwi. Bardziej chodzi mi o relacje międzyludzkie, zachowania. Ludzie żyli bez telefonów, tabletów, komputerów, Internetu. Byli zżyci, rozmawiali ze sobą, a nie patrzyli w ekrany. Spędzali razem czas na świeżym powietrzu, wychodzili do kina, na zabawy, do parku. A teraz wychodzimy, jasne, ale do przestrzeni zamkniętej w łączach internetowych...
Widać było, że ludzie byli bardziej cierpliwi? Nie łamali tak szybko danego słowa jak teraz...
Mamy też wiele tajemnic rodzinnych, które po pewnym czasie wychodzą na jaw. Chociaż są i takie rzeczy, o których filozofom się nie śniło. Magdalena Witkiewicz porusza temat miłości, o jej walce, do ostatnich sił. O nie poddawaniu się i pokazaniu, że miłość wszystko przetrwa, dobre i złe momenty. Często mówimy, że nie będziemy jak nasi rodzice, a często jest tak, że nieświadomie zachowujemy się bardzo podobnie do nich, ale tylko ktoś stojąc obok nas potrafi to zobaczyć, bo my sami, zawsze będziemy się wypierać.
Jeśli chodzi o emocje... Może coś się we mnie zmieniło, odkąd zostałam mamą, a może było ze mną już tak dawniej, że losy związane z wojną mocno na mnie oddziaływały. Tak było też tutaj. Byłam bardziej zainteresowana losami postaci z przeszłości niż z teraźniejszości, mimo że te czasy są nam bliższe jak wojenne. Czułam wszystko to, co czuła Adela, Janek, Franciszek, Rachela i Joachim, ba, nawet Klara czy Sabina. Może nie płakałam, ale serce mi drżało, byłam okrutnie smutna, a w mojej głowie był kompletny chaos.
Akcja ma odpowiednie tempo - raz wolniejsze, raz szybsze - przez co my, czytelnicy nudzić się nie będziemy. Zwroty akcji autorka serwuje niczym asy z rękawa.
Fabuła jest dopracowana i mimo, że coś tam jest powiązane z rodzinną historią autorki, to i tak świetnie poprowadziła wątki i, że się w tym nie pogubiła! Jestem w szoku i podziwiam, za tak obszerną opowieść, wielowątkową! Rewelacja.
Reasumując już, bo trochę się rozpisałam, chciałabym bardzo gorąco zachęcić Was do lektury tej powieści. Jest jedną z tych wyjątkowych. Łączy przeszłość z teraźniejszością, ukazując jak kiedyś wyglądał świat, relacje i wszystko. A jak to jest teraz... Mnóstwo emocji, które przejmujemy od bohaterów. Śmiem twierdzić, że to jedna z najlepszych z dorobku pisarki. Polecam!!!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję autorce i wydawnictwu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥
Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)