Witajcie Kochani!
Dzisiaj na odmianę, będzie krótko, zwięźle i na temat. Niestety natrafiłam na książkę, po której spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, zatrważającego, a tak naprawdę to nic nie dostałam prócz rozczarowania.
Książkę tę miałam okazję zrecenzować dzięki grupie stworzonej przez jedną z blogerek, która współpracuje z wydawnictwami. Opublikowała ona tam fragment, który robił wrażenie i myślałam, że ta książka będzie w większości podobna do przedstawionego fragmentu. Na myśleniu się niestety skończyło.
Joanna Bartoń - rocznik 1984, studiowała filologię romańską (rzuciła) oraz psychologię (ukończyła). Zdążyła przetestować kilka ról zawodowych, ale od zawsze chciała pisać. Swoje marzenie spełniła w 2015 roku powieścią Do niewidzenia, do niejutra (wydawnictwo JanKa).
Joanna Bartoń - Drzazgi
Intryga jest kryminalna: syn – poczęty z wielkiej miłości przez
rodziców niedojrzałych, wychowywany przez matkę, okaleczoną emocjonalnie
– wyrasta na artystę, który zdolny jest do zabójstwa. Matka musi się
zmierzyć z wyrzutami sumienia, co oznacza konieczność przeanalizowania
własnego życia (w tym związków z najbliższymi, przede wszystkim z własną
matką), ale musi też stawić czoło opinii publicznej, nieskłonnej do
rozumienia, lecz do potępienia. Autorka jednak nie prowadzi narracji jak
w kryminale, lecz jak w powieści psychologicznej, a przy tym korzysta z
języka powściągliwego i wyrazistego zarazem. Przedstawia równie
przekonująco odpryski życia wielkomiejskiej Łodzi, nocnego Krakowa,
wakacyjnego Wybrzeża, wsi pod Legnicą oraz emigracji na Wyspach
Brytyjskich.
Okładka tej książki jest ciekawa. Granatowe tło, a na nim część twarzy człowieka. Możemy rozpoznać ją po konturze ust, brody, nosa... Co może to oznaczać? Nie mam pojęcia. Ale ciekawie wygląda, więc to jest na plus.
Posiada skrzydełka, dzięki czemu ma dodatkową ochronę przed urazami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytamy kilka słów o autorce, a na drugim słowa autorki o książce. Strony są białe, literówek nie znalazłam, czcionka jest na tyle duża, że czyta się dobrze. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane.
Na samym końcu, na drugiej stronie spisu treści przeczytamy kilka krótkich rekomendacji na temat tej książki. Zarówno blogerów, czytelników jak i autorów.
Przechodząc do autorki... Fragment, jaki przeczytałam na Internecie wydawał się niezwykle interesujący. Przeczytałam go z niebywałą lekkością i bardzo szybko. A gdy zaczęłam czytać Drzazgi od początku... Było wprost przeciwnie. Nudziłam się. Nie mogłam doczekać się efektu wow. Mimo, iż autorka nie posługuje się górnolotnym piórem, to mimo wszystko czytało mi się tę lekturę nad wyraz dziwnie. Niby lekko, ale treść nudziła mnie. Czułam, jak wszystko powoli wlecze się do przodu. Ale nie traciłam nadziei. Przecież coś musi zacząć się dziać!
No niestety, rozczarowałam się. Jedynie fragment przeczytany w grupie recenzenckiej, pojawił się daleko od początku i tylko on był dla mnie ciekawy. Cała reszta... Była, bo była.
Spodziewałam się treści, która zmusi mnie do refleksji. Która sprawi, że będę oczarowana i że będę czuć. Że tak jak podany fragment sprawi, że zacznę patrzeć i przyglądać się nazbyt dobrze bohaterce i jej myślom. Ale to mnie potwornie nudziło i nic więcej.
Chciałabym powiedzieć coś o niej pozytywnego, ale za bardzo nie wiem co.
Po prostu ta książka do mnie nie przemówiła. Akcja wlokła się niemiłosiernie. Może plan na fabułę nie był zły, ale brakło mi dialogów, ożywionych dialogów. Czytając odczuwałam ogromne spowolnienie, melancholię i bezsens życia. Nuda. To, co przeżyła nasza bohaterka rozumiem, mogło zostawić traumę. Każdy przeżywa ją w inny sposób. Ale zachowanie tej kobiety po prostu powodowało, że chciałam mocno plasnąć się otwartą dłonią w czoło. Czułam się przez moment jak skazana.
Nie wiem kompletnie, co jeszcze mogę napisać. Chyba nic więcej nie mam do dodania. Żałuję, że ta książka okazała się tak mało emocjonalna. Tak mało wnikająca w psychikę bohaterów. Żałuję, że nie poczułam ani grama emocji. Jedynie ten fragment naszej bohaterki ze swoją matką był dla mnie ciekawy, a szkoda, że było go tak mało. Relacja matki z córką byłby świetnym tematem do rozwinięcia. A został on jedynie liźnięty... Gdyby pisarka skupiła się na nim bardziej, myślę, że lektura przynajmniej jak dla mnie okazałaby się o niebo lepsza. Ale to tylko moje zdanie.
Reasumując jestem totalnie zawiedziona. Chciałam cudów po jednym, najlepszym fragmencie z całej powieści, a prócz niego nie dostałam nic ciekawego. Przynajmniej moim zdaniem.
Osobiście nie polecam. Ale jeśli Wy po przeczytaniu opisu będziecie chcieli dać jej szansę, proszę bardzo. Mam nadzieję, ze chociaż Wam przypadnie do gustu. Bo mi niestety się nie spodobała.
A więc co myślicie? Skusicie się? Czytałam już pewną recenzje i wiem, że książka się podoba, więc może po prostu do mnie nie przemówiła, a może Wy polubicie ją? Piszcie, czekam na Wasze komentarze. ;)
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Do mnie dzisiaj książka dotarła i jestem ciekawa, jak ja odbiorę jej treść :)
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa twojej recenzji. ;)
UsuńWiesz, słabsze książki czy dosłownie mówiąc bardzo słabe wyrabiają styl pisarski.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda... Ale ktoś to musi czytać...
UsuńSzkoda,że aż tak bardzo się zawiodłaś.
OdpowiedzUsuńOgromnie. :(
UsuńO książce nawet nie słyszałam. Opis nie brzmi jakoś bardzo intrygująco, więc skoro jest tak słaba to nie będzie na nią tracić czasu. :)
OdpowiedzUsuńNie ma sensu, leć dalej. ;p
UsuńSzkoda, że książka nie przypadła Ci do gustu, ale tak bywa...
OdpowiedzUsuńŻyczę lepszych trafień :)
P.S. w Tej sprawie - potrzebuję jeszcze trochę czasu :)
Sama sobie ich życzę. ;p :*
UsuńCzasami, niestety, trafiają się tego rodzaju rozczarowania. Też takie miałam, więc rozumiem Cię doskonale :)
OdpowiedzUsuńTa mnie po całości zawiodła niestety.
UsuńRaczej się nie skuszę. Dziękuję za ostrzeżenie i szczerą opinię.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
U mnie są zawsze szczere recenzje. ;)
Usuń