środa, 14 listopada 2018

PRZEDPREMIEROWO: Nigdy nie mów nigdy - Marta W.Staniszewska

Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do Was z przedpremierową recenzją czwartej powieści autorki. Oczywiście gdy sama Pani Marta napisała do mnie, czy mogłabym rzucić okiem i ocenić to, co napisała - w moich oczach pojawiły się iskierki radości. No ja bym nie chciała? Po takiej książce, jaką ostatnio dostałam? Nie było innej opcji. Oczywiście było to wielką tajemnicą, ponieważ ebook czytałam w kwietniu, a nieznana była data publikacji tej powieści. Dlatego siedziałam cicho jak mysz pod miotłą i się tym jakoś nie chwaliłam. Mimo, iż po skończonej lekturze miałam naprawdę dużo do powiedzenia. Ale stwierdziłam, że wyżalę się Wam tutaj. Jesteście na to, Moi Drodzy Czytelnicy skazani, czy chcecie czy też nie. :P 

Marta W.Staniszewska - Swoją przygodę jako autorka romansów zaczęła w 2014 roku. Na jej koncie widnieją takie tytuły jak Nigdy cię nie zapomniałam, Nigdy nie pozwolę ci odejść oraz I obiecuję ci miłość. Najnowsza powieść autorki pod tytułem Nigdy nie mówię nigdy, jest już trzecią książką w serii „Nigdy…”, która została bardzo dobrze przyjęta przez czytelniczki. PREMIERA: 29 listopad

Marta W.Staniszewska - Nigdy nie mówię nigdy #3
Samantha żyje pełnią życia właścicielki dobrze prosperującej firmy. Robi, co chce i z kim chce… Do dnia, kiedy w jej życiu pojawia się Henry i uruchamia machinę zdarzeń, której już nie uda się zatrzymać, a która dąży do katastrofy jakiej żadne z nich się nie spodziewa. Spin-off serii Nigdy... w nowym i niezwykle apetycznym wydaniu.

Patrząc na okładkę, jaką miałam podczas lektury tej książki, jest utrzymana w podobnym stylu co do duologii Pani Marty. Widzimy mężczyznę z gołą klatąNiestety nie widać jego oczu, co jest dla mnie minusikiem. Bo ja lubię patrzeć w oczy, nawet bohaterom z okładki. ;P 
Niemniej jednak szata graficzna pasuje mi do treści więc nie mam żadnych przeciwwskazań. Nie wiem również, jak będzie wyglądać druk, dlatego też nie będę pisać nic o czcionce, błędach w druku, odstępach - bo nie wiem. Ja czytałam ebook przed korektą, więc sama automatycznie podsyłałam jakieś literówki autorce do poprawy (czułam się jak jakiś korektor, czy coś) :D no dobra, nie będę sobie pochlebiać. :D Idźmy dalej. 

Przechodząc do samej autorki, Marty muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Oczywiście nic pobije bardzo emocjonującej lektury, jaką była I obiecuję ci miłość, po której ledwo co się pozbierałam, ale i ta lektura dostarczy Wam wielu wrażeń. Marta posługuje się prostym, przyjemnym i lekkim piórem, które nie sprawia wrażenia trudnego i niezrozumiałego. Dzięki temu my, Czytelnicy bez przeszkód możemy chłonąć każde kolejne słowo autorki niczym powietrze. Po pierwszych kilku stronach po prostu wpadamy do świata bohaterów i chcąc czy też nie zaczynamy obserwować ich poczynania. Autorka swoim lekkim piórem przyciąga naszą uwagę i mimo iż możemy powiedzieć o książce, że jest erotykiem, to jednak znajdują się w niej emocje, o których napiszę słów kilka za chwilę. Widać, że autorka podreperowała swój warsztat pisarski i teraz bez problemu może Was oczarować i nie pozwolić odejść od książki. Wie, jak zaciekawić czytelnika, by miał problem z odłożeniem jej na bok. Wie również jak przekazać nam emocje, które tutaj są potrzebne. Gdy doczytałam gdzieś może do połowy? To wtedy naprawdę bardzo ciężko było mi się od niej oderwać. To zakończenie, które serwuje nam pisarka... Uhhh. Będzie się działo Moi Drodzy!

Główna bohaterka, Sam... No cóż. Nie mam o niej zbyt dobrego zdania, niestety. Oczywiście rozumiem, że każdy ma przeszłość lepszą lub gorszą, ale styl życia, sposób prowadzenia się niestety zostawia wiele do życzenia. Niemniej jednak postanowiłam dać jej szansę, a może coś się zmieni? Może nastąpi przełom i myślenie, sposób postępowania będzie inny? Oczywiście czy to nastąpiło czy nie - Wam nie zdradzę, bo bym zaspoilerowała. :D
Jest Henry - przystojny (bo jakby inaczej), bogaty (no tak, śmierdzi schematem), ale mówiąc szczerze nawet go polubiłam... Domyślam się, że będzie miał grono adoratorek, co jest w sumie do przewidzenia, ale dlaczego wspomniałam, że śmierdzi schematem? Bo być może czytając tą recenzję wielu z Was właśnie o tym pomyśli. A tak nie wolno. Bo tu nie wieje schematem, więc wyrzućcie tę myśl z głowy.
Jest jeszcze wielu innych bohaterów, jednak nie będę zdradzać za dużo, bo to nie o to chodzi. Cieszę się jednak, że autorka nakreśliła tak żywe, charakterystyczne postacie, które są wyciągnięte z życia, naszego prawdziwego. Czytając, nie odnosi się wrażenia, że są płascy, papierowi, neutralni. Więc to kolejny plus dla Marty, że stworzyła naprawdę dobre postacie, dzięki którym możemy poznać i poczuć ich uczucia. :)

Emocje? Yes, of course.
Nie dość, że w pewnej chwili wszystko zacznie się niszczyć, to jeszcze pisarka postanowiła powolutku zasypywać nas z początku drobnostkami, które i tak mają dość duże znaczenie w całej lekturze. Ale to nie przyniosło żadnych większych emocji, jak scena finałowa, która spowodowała zdziwienie tak wielkie, że słów brak. Zaplanowała też dla nas scenę, w której nasze serce zacznie bić tak szybko, że będziecie się zastanawiać, za ile stracicie przytomność, bo czy to jest możliwe by czuć i słyszeć tak głośno uderzenia własnego serca?
W pewnej chwili myślałam, że się popłacze. W innej zaś było mi źle. W jeszcze innej cieszyłam się jak głupia i szczerzyłam do telefonu. Było mi też żal jednego z bohaterów...
Paleta emocji czeka na Was w najnowszej powieści Marty W.Staniszewskiej. Nie możecie jej ominąć, zabraniam Wam. :P

Zakończenie? Oczywiście Marta musiała nas wbić obowiązkowo w fotel. Bo inaczej by się nie dało. Nie wiem, skąd wpadła na taki pomysł, by wszystko w jednej chwili wywrócić do góry nogami, ale przyznam szczerze, że po doczytaniu do ostatniej strony zbierałam swoją szczękę w autobusie. Nie mogłam uwierzyć w to, co wymyśliła dla bohaterów autorka i byłam w tak głębokim szoku, że zapewne ludzie wracający do domu tak jak ja, patrzyli na mnie jak na jakąś niepoważną. Ale... To było coś! Element, którego nikt by się nie spodziewał. Dlatego wielkie gratulacje Marto, szczególnie za ostatnie strony, które wprawiły czytelnika w stan odrętwienie, zdziwienia i nie wiem jeszcze czego. Myślę, że i Was zszokuje to, co dostaniecie na ostatnich stronach tej powieści.

Reasumując chciałabym Wam polecić tę książkę z kilku powodów. Pierwszym i najważniejszym jest to, że są tutaj odczuwalne emocje, bez których powieść ta nie miałaby wyrazu. Drugi powód to taki, że jeżeli czytaliście dwa poprzednie tomy, nie wypada nie poznać następnego. :P Trzeci powód to taki, że jest to idealna książka na luźne popołudnie lub wieczór, jest idealna wtedy, gdy chcemy się odprężyć i zrelaksować. Kolejny powód to taki, że po prostu nie możecie ominąć tej książki szerokim łukiem bez uzasadnienia. Nie, bo nie to żadne usprawiedliwienie. ;P Jedynie osoby, które nie dojrzały do scen erotycznych, niech po nią nie sięgają, bo mogą się niestety zawieść, bo tych scen jest sporo, a mimo to nie czuć jakiejś odrazy, obrzydzenia czy sztuczności. Dlatego też polecam z całego serca tę lekturę i mam nadzieję, że nie będziecie żałować. Ja nie żałuję. Ja... Chcę jeszcze więcej!

Serdeczne podziękowania należą się Marcie, autorce tej książki. Napisała do mnie bym przeczytała tę powieść i napisała co o niej myślę. Tak wiem, że się powtarzam, ale jest to dla mnie duży zaszczyt i czuję się dumna, że to ja zostałam wybrana, oczywiście między innymi, nie tylko ja. Ale jednak. :P Dziękuję za zaufanie, za cierpliwość, za to, że nie obraziłaś się na mnie bo wysyłałam ci screen'y gdzie pojawiały się błędy, literówki lub jak jakiś wyraz był zbędny. Bo może nie powinnam się tak panoszyć po czyjejś powieści? :P Po prostu raz jeszcze dziękuję i czekam na więcej. :*

A czy Wy się skusicie? Przekonałam Was? A może znacie inne powieści Marty? Pochwalicie się swoim zdaniem na ich temat? Czekam na Wasze komentarze, buziaki! :*

Za egzemplarz recenzencki jeszcze przed korektą w formie ebooka dziękuję autorce 

https://www.facebook.com/martawstaniszewska/

18 komentarzy:

  1. Znam tej autorki tylko "I obiecuję ci miłość", która bardzo przypadła mi do gustu. Jestem ciekawa tej serii. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba będzie wreszcie poznać twórczość autorki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest jedna z tych chwil, dla których spędzam wiele godzin przed ekranem komputera :) Dziękuję i ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam tej serii... Właściwie słyszę o tych książkach pierwszy raz. Autorka umie przelać emocje na papier - to dobrze świadczy o jej piórze. Może w przyszłości przeczytam.

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam Nigdy Cię nie zapomniałam i Nigdy nie pozwolę Ci odejść a teraz czytam I obiecuję Ci miłość. Obie wryly się w pamięć i zaliczyłam na te z wyższej półki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już kolejny raz widzę wzmiankę o tej książce i muszę przyznać, że jest to pierwszy raz kiedy słyszę o tej autorce. Będę musiała się zapoznać z jej twórczością.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zachęciłaś mnie - lubię emocje w książkach, jednak chwilowo nie mam ochoty na tę tematykę. Ostatnio zauważyłam, że takie książki nie sprawiają mi już takiej przyjemności jak kiedyś, więc na razie odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam już kilka erotyków i żaden nie zadowolił mnie na tyle, żeby sięgać po następny.

    OdpowiedzUsuń
  9. mmm, zapowiada się rewelacyjnie, na pewno ją kupie na premiere:)

    OdpowiedzUsuń

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)