piątek, 19 sierpnia 2016

Czy Daemon odnajdzie Katy?

Już na samym początku pragnę Was przeprosić, z tego względu iż byłam dziś oddać krew i czuję się jeszcze, że tak powiem nieco nie stabilnie i nie funkcjonuje tak, jak powinnam, więc nie zdziwcie się, jeśli recenzja będzie za krótka, za długa, chaotyczna... Skończyłam ją czytać wypoczywając, co było miesiąc temu. Tak piszę na bieżąco i z wielkim wyprzedzeniem. Czwarty tom, po którego grzechem byłoby nie sięgnąć. A dlaczego? Bo trzecia część nie pozwoliła nam ot tak sobie ją odpuścić.

Jennifer L. Armentrout - znana również jako J.Lynn. Urodziła się w Zachodniej Virginii. Gdy nie pisze, to czyta i ogląda filmy o zombie i udaje, że pisze. W spisie recenzji dostępne wszystkie cztery, a niebawem pięć tomów tej serii. :)

Jennifer L.Armentrout - Origin #4
 


Mount Weather. Misja jest udana, ale kogoś brakuje. Kogoś, bez kogo Daemon nie może żyć. Nie potrafi sobie poradzić. Ktoś, kto jest celem każdego jego czynu - tak, to Katy. Ona została uwięziona. A Daemon nie spocznie, dopóki jej nie odnajdzie. Cierpi niesamowicie, zresztą podobnie jak główna bohaterka.
Katy, siedząc zamknięta, nie wie komu może ufać, a komu nie. Nie ma pojęcia, co będą z nią robić w miejscu... właśnie, ona nawet nie wie, gdzie się znajduje. Jaka jest pora dnia. Nic nie wie... Jednak siłą wspomnień nie pozwala się zniszczyć. Jednak żeby wszystko szło dobrze, by mogła jakoś uciec, musi być posłuszna...
Jednak kto tak naprawdę jest tym złym? Kto knuje wszystkie intrygi i niszczy spokój Luksjan i Hybryd?

Z przykrością muszę stwierdzić, że ta okładka jest... okropna. Katastrofalna. Ten Daemon jest przedstawiony tak sztucznie, że aż ręce opadają. To tło jeszcze ujdzie, ale on sam... Nie, nie podoba mi się. Zdecydowanie nie. Jest ona chyba najgorszą okładką w tej serii.
Co do samego wydania książki, również bardzo się zawiodłam. Napotkałam w tej części sporo literówek, czy kilkuwyrazowezdaniebyłotakjaktopołączonewjedno. Strasznie byłam zła, bo nie dość, że okładka nie zrobiła na mnie wrażenia, to i druk był niestaranny, tyle błędów nie uzbierałabym z samych trzech poprzednich części.
Jednak jest plus w tym wszystkim - marginesy, odstępy między wierszami zostały zachowane jak w poprzednich tomach, chociaż tyle ulgi. No i czcionka nie jest ani za mała, ani za duża - idealna.

Z kolei przechodząc do samej autorki, czyli Jennifer L.Armentrout - muszę przyznać, że pomysłów na fabułę wcale jej nie brakuje. Skonstruowała tak trzeci tom, by wręcz morderczym wzrokiem pochłonąć czwartą część, co nie zawsze autorzy potrafią robić. Po prostu nie zachęcają, polecają. Tylko każą nam sięgnąć po kolejny tom i już. Owszem, pochłonęłam Origin w niesamowicie szybkim tempie, ale jakoś szczególnie ten tom na mnie nie zrobił wrażenia. Fajna kontynuacja, ale nic poza tym. Brakowało mi cytatów, które odcisnęły by się na moim życiu, psychice, które byłyby pełne wartości, tak jak te w pierwszej czy drugiej, które zaznaczyłam pogrubioną czcionką. Tego mi tutaj brakowało. Chociaż na brak emocji skarżyć też się nie mogę. Siedziałam przez większość czasu przy książce jak na szpilce, nie wiedząc, co będzie dalej. Co nastąpi, co los ześle na bohaterów. Bałam się o nich. W szczególności o Katy. Tom dostarcza wielu zawirowań, zwrotów akcji. Nowych postaci również nie brakuje, ani tych złych czy dobrych. Tutaj wszystko się ze sobą miesza i tracimy rachubę jaki kto jest. Autorka nie boi się nowych wyzwań, urozmaica fabułę, a mnie się to podoba i dlatego jestem zdania, że ten przedostatni tom nie jest najgorszy.

Bohaterowie - ich akcji tutaj nie brakuje. Momentami chciałam niektóre postacie zabić, ukatrupić, pogrzebać. Drżałam o ich los. Trzymałam za nich kciuki i nie mogłam usiedzieć na miejscu, tak bardzo chciałam im pomóc, obrobić ich, jakoś im podpowiedzieć, co robić, czego nie... Jednak nie mogłam, a tak bardzo chciałam... Oczywiście czarnych postaci tu nie brakuje, których odstrzeliłabym na samym początku. Jednak z drugiej strony oni byli potrzebni do tego, by akcja biegła dalej i trzymała nas w napięciu.
Tutaj już widać bardziej rozsądnych bohaterów, którzy na początku tej serii takowi się nie wydawali. Sama Dee poprzez to, co musiała przeżyć, wydoroślała, zmądrzała, chociaż podjęła kilka złych decyzji i po czasie chciała je odwrócić. I na koniec w sumie, spodobało mi się to jej zachowanie, w sumie po części bardzo zabawne, gdy poznała pewną osobą. Jak spali się ze wstydu, przy Katy. To było boskie i tak śmiać mi się chciało, że aż mi się głupio zrobiło - bo wezmą mnie za idiotkę jak będę się śmiać do książki - ale co mi tam. Uśmiech nie znikał z mojej twarzy do momentu... właśnie. Ale to musicie doczytać sami.
Daemon - jego zawziętość. Upór. I ta miłość do Katy, która pobiła wszystko inne na głowę nie pozwalając na to, by coś stało się dziewczynie, którą kocha. Pokazał, że jest w stanie zrobić więcej niż wszystko, by móc ją odzyskać i jego wrażliwość, nadopiekuńczość są wręcz... kochane. Takie... wzruszające. Każda z nas chciałaby mieć takiego faceta, który troszczyłby się o Was cały czas, pamiętając o tym, by nie przesadzić. I mimo schematu, jakim jest, ja nadal darzę go sympatią tak jak Katy i Dee.
A właśnie. Kat. Dziewczyna, która przeżyła piekło na ziemi. Tam wcale nie było łatwo. Tam musiała zmagać się ze wszystkim, co bolesne, co jest kłamstwem i mogła żyć tylko wspomnieniami, niestety. Tylko tym mogła się zadowolić. Nie mogła nikomu ufać, bo to mogło by ją zdradzić. Podejmuje się kolejnego, szaleńczego ryzyka, które może znów okazać się rozłąką na dłuższy czas. Ale czy miłość zna granice? Nie, nie zna.
Reasumując, postacie jakby wycięte z naszego świata, z dodatkiem nieco marzeń, fantazji i mocy, która nie jest możliwa w naszym życiu.

Czytając Origin, nie wiedziałam dokładnie, czego się spodziewać. Byłam pewna, że będę mocno zainteresowana i nie odłożę jej na dłuższy czas. Wartka akcja nie pozwoliła na chwilę nudy, pokazała, że czas płynie w zadziwiająco szybkim tempie, a my nim się spostrzeżemy, minie kilka miesięcy. Wspominałam również o uśmiechu poprzez pewne zachowania, odzywki do siebie samych. Niektóre nie pozwalały mi tylko na szeroki uśmiech, ale nakazywały się śmiać. Na co kręciłam głową, by nie wybuchnąć śmiechem na cały bus. Ale w głównej mierze czułam ból, rozczarowanie, żal do autorki, że dała nam tyle powodu do zmartwień, smutku. Jednak też nie może się ciągle wszystko dobrze kończyć, prawda? Także mamy tutaj całą paletę uczuć, o których warto poczytać, przynajmniej moim zdaniem. A jak Wy przyjęliście tę część? Spodobała się Wam? A może macie ją w planach? 

"Twarz Dee zrobiła się wściekle czerwona.
- O Boże.
- Co? 
Zakryła twarz dłońmi. 
- Cały ten czas na dole wyobrażałam go sobie nagiego."

Tutaj też nie ma Prologu, Epilogu, ani tym podobnych rzeczy. Jest dedykacja i podziękowanie. Ale ważnym elementem w tej serii jest wprowadzenie stałego podziału, między Kat i Daemona. Otóż to raz ona, a raz on, opowiadają o swoich przeżyciach, uczuciach. Wiecie, że ja to uwielbiam, a jak jeszcze tutaj to dostałam, to znów uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Mogłam jeszcze bliżej przyjrzeć się sylwetce Daemona, który od dawna mnie intrygował. Autorka idealnie poradziła sobie z podzieleniem tego na role. A no i warto wspomnieć o rozdziałach, które nadal są utrzymane mniej więcej w tej samej wielkości, co w poprzednich częściach. Warto zaznaczyć również to, że opisy nie przeważają nad dialogami - przez co sama książka nie jest nudna. A odczuwamy wręcz biegnącą przed siebie akcję, której wciąż i wciąż nie możemy złapać.

O czym jest Origin? O nowym, niezbadanym do końca gatunku. O walce, która wcześniej była wspominana. O sile przyjaźni, miłości, a co najważniejsze o zaufaniu, które jest nam potrzebne, by móc ruszyć dalej. I ten znak zapytania stojący przed nami - ufać, czy też nie? Oto jest pytanie. Wydaje mi się, że można sięgnąć po Origin, bo jest dobrą kontynuacją swojej poprzedniczki. Warty naszej uwagi, oraz z czystej ciekawości można sięgnąć, by się dowiedzieć, co kmini ta autorka, co postanowi zrobić z bohaterami. Czytanie tego przedostatniego tomu to jedno wielkie pasmo niespodzianek, które wcale nie lepiej się kończy jak trzeci tom. Również nawołuje do tego, by pochłonąć ostatni tom wiedząc, że więcej już nie będzie. Nam wystarczy się łudzić, że wszystko będzie dobrze. Taka mam nadzieję i ja.
Więc polecam każdemu, kto ma na nią ochotę, lub nie jest jej pewien. Fajnie się czyta, szybko, a przede wszystkim napisana przyjemnym, lekkim piórem. Polecam!

22 komentarze:

  1. Okładki same w sobie wcale mi się nie podobają, ale grzbiety są cudowne. *.* z literówkami problem był we wszystkich tomach, w bodajże pierwszym jeszcze składnia zdań parę razy poleciała...
    Ten podział na dwie narracje zepsuł mi Deamona, jakiś strasznie kobiecy się zrobił. Xd
    Smutny był ten tom, ale podobał mi się i zważywszy na okoliczności chyba nie mógł być inny. Poza tym znów działo się dużo a to plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzbiety masz tu rację. Tak? Ja przez to wszystko nawet nie zwróciłam na to uwagi. ;d Czwarty tom był mocno popsuty pod tym względem. Daemon kobiecy... coś w tym jest xd

      Usuń
  2. Kusisz tą serią ;)
    nieperfekcyjna-panienka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Seria mnie kompletnie nie interesuje, bo kosmicie to nie moja bajka, ale grzbiety faktycznie wyglądają pięknie na półce... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Seria nadal mnie totalnie nie zainteresowała, ale przyznam rację osobom wyżej - chociaż okładki nie powalają, to grzbiety są piękne. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba przeczytam :D http://zaczytanaszatynka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. A Ty cały czas kusisz mnie tą serią :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Okładki rzeczywiście nie zachęcają... xD
    Origin to moja ulubiona część ^_^ Wiesz co, ja sama nie wiem dlaczego... xD Tak jakoś jeszcze bardziej pokochałam tu Daemona (no przecież jest taki kochany! :D) i podobał mi się pomysł tego nowego gatunku :D I lubię Archera :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Brakuje mi tego tomu i chyba dlatego zwlekam z czytaniem, bo boję się, że nie przeżyję jeśli po skończeniu trzeciego nie będę mogła zabrać się za Origin. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam odpowiedzi na Twe pytania :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dużym plusem tej serii jest fakt, że tak prędko się czyta :) Ten tom bardziej podobał mi się niż finałowy, choć miałam nadzieję na troszkę inne zwroty akcji. Polubiłam Archera :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Archer był świetny, oj tak. :D Ale co do tego tomu - mnie nie rozkochał jak pozostałe. ;)

      Usuń

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)