Strony

niedziela, 10 grudnia 2017

"Zabierz mnie do domu, kochanie..." K.C.Hiddenstorm - Władczyni Mroku

Mi serith... 
Pisząc tę recenzję w niedzielny ranek, przypominam sobie dokładnie element po elemencie, co tak naprawdę zaskoczyło mnie w tej powieści. Chciałabym, by recenzowana dziś lektura przekonała Was wszystkich do siebie, choć wiem, że to jest niemożliwe. Nie każdy lubi ten klimat... Słuchając dzisiaj Margaret i jej Byle jak dochodzę do wniosku, że obok tej książki nie można przejść obojętnie i nie można napisać o niej byle jak. Już teraz chciałabym też podziękować samej autorce, Karinie, za zaufanie to raz. Dwa, że naraziła się, bo dobrze wiedziała, że książka na 90% nie przypadnie mi do gustu, więc liczyła się z mocno negatywną recenzją i odbiorem. Trzy - za nietypową dedykację, która... znaczy dla mnie dużo i ilekroć otwieram WM, na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech.
Uwielbiam Cię kobieto i czekam na kolejną powieść z wielki utęsknieniem!

K.C.Hiddenstorm - urodzona 1 marca 1987r. w Białymstoku. Absolwentka filologii angielskiej. Autorka szeroko pojętej fantastyki, zaś w życiu zawodowym charyzmatyczna nauczycielka języka angielskiego. Zadebiutowała na rynku wydawniczym w 2016 roku powieścią fantastyczną "Władczyni Mroku". Jej styl pisania jest chwalony przez czytelników. Cechuje go cięty język, czarny humor, cynizm. W wolnej chwili pisarka lubi oddać się dobrej lekturze lub ciekawemu filmowi z ulubionych gatunków.
 
K.C.Hiddenstorm - Władczyni Mroku 
Megan Rivers jest do bólu przeciętną mieszkanką San Francisco; jedyną rzeczą wyróżniającą ją z tłumu jest jej niesamowity tatuaż. Prowadzi zwyczajne, wręcz nudne życie, jednak wszystko zmienia się w dniu, w którym oblewa swojego szefa kawą w cokolwiek paranormalnych okolicznościach zmienioną we wrzątek, w konsekwencji czego zostaje zwolniona. Kolejne tygodnie obfitują w coraz więcej niedających się racjonalnie wytłumaczyć incydentów; ludzie z jej otoczenia zaczynają umierać, a ona zaczyna przejawiać bardzo niepokojące zdolności... Gdzieś ponad tym wszystkim majaczą tajemnicze pożary dotykające kościoły na całym świecie oraz wielka zdrada, jaka dokonała się dawno temu. W Megan zaczynają rodzić się pewne przerażające podejrzenia, lecz bagatelizuje je z chwalebnym wręcz uporem... do czasu aż zostaje przyjęta do pracy u enigmatycznego Nicholasa Marlowe'a, który okazuje się być samym Księciem Ciemności... 
 
Okładka jest bardzo mroczna. Widzimy w samym centrum prawdopodobnie kobietę, naszą główną bohaterkę Lilith. A może i Megan? Zależy kto jak na to spojrzy... Rozpoznajemy to po skrzydłach na plecach. Widać, że jest wrośnięta w ziemię, niecodzienny widok, prawda? Ale jakże ciekawy zabieg, otóż okładka popędza nas by tworzyć powieść i dowiedzieć się, skąd autorka wpadła na taki pomysł, by człowieka umieścić w ziemi i na świecie jednocześnie. Ja już wiem. Wy jeszcze nie, ale to wszystko przed Wami. 
Nie posiada skrzydełek, co jest dużym minusem, bo to niezły grubasek i okładka szybko może się zagiąć i zniszczyć. Dlatego tutaj mi się to nie podoba, że nie ma dodatkowej ochrony, ale wiem, że też nie zawsze zależy to od autora, tylko od wydawcy. 
Co do błędów w druku, znalazłam zaledwie... trzy literówki, ale nie jakieś tragiczne, więc przymknęłam na nie oko i mknęłam dalej ponieważ tak byłam zainteresowana dalszym ciągiem tej historii. 
 
"Naraz moją głowę przeszyła fala okropnego bólu. Kurczowo chwyciłam się kuchennego blatu, prawą rękę przykładając do czoła. Jeśli migrena mogła zabić, to tej się prawie udało. Miałam wrażenie, że mózg za chwilę wypłynie mi przez ucho."
 
Przechodząc powoli do autorki, to wydaje mi się, że... coś mi zrobiła. Rzuciła na mnie urok. Naprawdę jestem w głębokim szoku, że aż tak powieść mnie oczarowała, a co za tym idzie - pióro było niesamowicie przystępnie. Zaraz po skończonej lekturze WM nie byłam w stanie napisać recenzji - zbyt wiele myśli, odczuć kotłowało się w mojej głowie, a chciałam, by ta recenzja miała ręce i nogi. Myśląc z perspektywy czasu widać, że Pani Hiddenstorm napisała powieść niezwykle lekkim, przyjemnym piórem, z którego czytelnik jest w stanie... czerpać przyjemność. Jest w stanie zrelaksować się. Ale nie tylko to. Pisarka potrafi przekazać nam emocje swoich bohaterów. Potrafi napędzić nas poprzez zastrzyk adrenaliny byśmy i my w szaleńczym tempie musieli biec przed nieuniknionym, albo do nieuniknionego? To również zależy od czytelnika, jak zinterpretuje sobie powieść... 
Spodobał mi się zabieg stosowany przy postaci Nicholasa Marlowe'a...  Wyróżniał się, a dzięki temu dodawał powieści innego charakteru, co wyróżnia go pod względem powieści z półki fantasy. 
Reasumując jestem zadowolona, że autorka zaskoczyła mnie pozytywnie swoim piórem, pozwoliła czerpać przyjemność i odczuwać wiele emocji wraz z bohaterami. To jest dla mnie bardzo ważnym punktem przy ocenie powieści. Jednym z najważniejszych wręcz. Cieszę się, że dałam szanse Władczyni Mroku i mogłam poznać tę historię. Lekkie pióro autorki na pewno pozwoli Wam zatopić się w historii rodem z piekła tak jak mi. :) 

Lilith - nasza główna bohaterka. Na samym początku irytowała mnie ogromnie. No jak można być takim głupim, tępym i w ogóle?! Autorka wie, że jej znienawidziłam, ale... później przymknęłam oko na jej postać. Nie interesowała mnie i była mi obojętna. Moja uwaga skupiła się na... 
Lucyferze. Czyż mogę napisać, że zakochałam się w diable? Nie obrzucicie mnie błotem, jak mogę być taka, hm... lekkomyślna? No cóż. I tak moja fikcyjna miłość do stworzonego przez autorkę bohatera będzie trwać na wieki. I wcale nie był taki zły! Książę ciemności w ludzkiej postaci - również mi się podoba. I jego sposób wyrażania się pobija wszystko inne na głowę, naprawdę. Tak oryginalnej postaci dawno nie spotkałam w żadnej czytanej przeze mnie w ostatnim czasie książce. 
Były postacie złe i dobre. Jedne sprawiały wrażenie całkiem odwrotnych do tych, jakimi powinni być, ale to mniejszość. Autorka ciągle miała zdawaną relację z tego, kogo lubię, kogo nie cierpię... Wam nie chcę za dużo zdradzać, a zachęcić Was do poznania WM, więc pozostawię Wam kilka niewiadomych. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie. :)
Reasumując spodobała mi się charakteryzacja postaci w tej powieści. Są one nietypowe, czymś się wyróżniają. Jak dla mnie strzał w dziesiątkę. 

"- Cholerna dżungla! - warknęłam, zawadzając stopą o wystającą gałązkę nieznanej rośliny. - Ktoś się chyba naoglądał za dużo Jumanji."

Tempo akcji było niewiarygodnie... szybkie. Ciągle coś się działo, a mnie, jako czytelnika kompletnie bez żadnych trudności popychało do przodu. Stąd też tak szybko pochłaniałam kolejne strony. Byłam ciekawa tego, co się wydarzy na kolejnej stronie, a co za pięć stron. Musiałam doczytać, nie mogłam pozostawić lektury w tak iście ciekawym fragmencie. I tak - przez ponad pięćset stron. Nie było ratunku. :D 
Cieszę się, że autorka stworzyła na tyle interesującą powieść, że nie dało jej się połknąć na raz. Była ze mną dłużej niż raz, a co za tym idzie, mogłam przeżywać wszystko, co się w niej działo dłużej. Miałam więcej czasu na przetrawienie jej, zrozumienie pewnych scen. No i mogłam się zakochać w Lucyferze. Miałam tyle czasu dla niego... a on za każdym razem pokazywał, że warto. Ugh, ugh. Chcę raz jeszcze tej postaci. Autorko, wyzywam cię! Stwórz podobnego, lub wpleć w następną powieść Lucyfera! :D 

Sama fabuła, pomysł na powieść wydał się niezwykle interesujący i to również popychało mnie do przodu. Byłam ciekawa, co jeszcze spotka bohaterów, co będą musieli przejść... Piekło i niebo nie istnieje? To się przekonacie, że jest przeciwnie. 
Musze przyznać, że nie byłam pewna do końca, że ta historia mi się spodobała. Więc obawy autorki były trafne. Ale gdy tylko zaczęłam czytać, to wszystko, co zostało stworzone, zainteresowało mnie. Naprawdę! Nie spodziewałam takiego bum. Nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba Władczyni Mroku! 

"Jezu, w twardym drewnie zagłębiło się ponad dziesięć cali metalu, a ja miałam wrażenie, iż ledwo machnęłam ręką! Gdybym włożyła w rzut choćby połowę targającej mną furii, zapewne przebiłabym to drzewo jak melona."

Reasumując zdecydowanie polecam tę powieść wszystkim! Nie sądziłam, że mi się spodoba, przecież to nie mój typ, prawda? A jednak! Polubiłam tę powieść tak bardzo, że jestem pewna tego, że kiedyś jeszcze powrócę do niej. Nie od razu, może za kilka lat, kiedy to fabuła może trochę mi się zapomni. Bo całej książki na pewno nie wyprę z pamięci, bo zapada w nas bardzo mocno. Jest coś, co nie często jest wspomniane w powieściach. Rozumienie się bez słów - jest tutaj widoczne. I nie jest czymś nierealnym... Owszem, magicznym, ale przedstawione w sposób tak fantastyczny, że aż troszkę zazdrościmy bohaterom tego kontaktu. Tego porozumiewania się bez słów, tych uczuć. Jestem autentycznie zachwycona. I więcej nic Wam nie powiem. Koniecznie musicie sięgnąć po tę lekturę i ją poznać! GORĄCO POLECAM! 

Za możliwość poznania tej powieści dziękuję autorce 
 
https://www.facebook.com/k.c.hiddenstorm/

14 komentarzy:

  1. Fajnie, że odczuwałaś emocje. To jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie dam szansę tej książce, bo może mi się spodobać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, widzę, że bardzo ci się ta książka podobała! :) Będę mieć ją na uwadze w takim razie, zainteresowałaś mnie. :)

    potegaksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie jestem pewna, czy to książka dla mnie, aczkolwiek Twoja recenzja brzmi naprawdę zachęcająco! Hah, irytujące główne bohaterki, a tatuaż to ostatnio motyw, który inspiruje chyba wielu autorów :D

    Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty polecasz fantasy? Nie no to muszę to przeczytać! :D

    OdpowiedzUsuń

Chciałabym podziękować Wam za każde odwiedziny, za każde przeczytane słowo, to wiele dla mnie znaczy, naprawdę. Lubię dyskutować, więc jeżeli podejmiecie się dyskusji, napiszecie choćby kilka słów, ja będę szczęśliwa i zawsze odpowiem.
Raz jeszcze, dziękuję. ♥

Opisy książek w większości nowych postów pochodzą z lubimyczytać bądź niektóre wymyślam sama. ;)